piątek, 5 stycznia 2018

Gołąbki z kaszą gryczaną i ziemniakami


Jedno z najsmaczniejszych wspomnień kulinarnych z dzieciństwa, a jednocześnie nadal niedościgniony ideał. Gołąbki z ziemniakami i kaszą mojej babci, pieczone w specjalnej „rynce”, na kuchni węglowej. Co w nich było takiego wyjątkowego – nie mam pojęcia. Pamiętam tylko, że kapusta gotowych gołąbków była jakaś ciemna, może ciut przypalona? Od wielu lat próbuję uzyskać podobny efekt, do tej pory bezskutecznie. W dodatku zawsze robiłam gołąbki trochę „na czuja”, bez jakiegoś przepisu i niestety zawsze na Wigilię, gdy nie ma czasu, by spisać wreszcie recepturę. Co roku więc zaczynałam wszystko od nowa. Tym razem zapisuję - gołąbki wyszły ostatnio fenomenalne.

Zawsze najwięcej roboty jest z liśćmi kapusty, proponuję więc przygotować je dzień wcześniej. Główka kapusty nie powinna być zbyt zwarta i lepiej wybrać taką średniej wielkości.

Składniki (na ok. 15-16 gołąbków):
Główka białej kapusty,
2 woreczki kaszy gryczanej (może być palona albo niepalona),
5-6 ziemniaków średniej wielkości,
200 g tłustego twarogu albo bryndzy,
Jajko,
2 cebule,
Bulion warzywny (ok. 3-4 szklanek)
2 listki laurowe,
Sól i pieprz,
Olej do smażenia.


Kapustę myjemy, oczyszczamy z gorszych liści, wycinamy z niej głąb. Wkładamy całą główkę do dużego garnka z osolonym wrzątkiem, gotujemy 5 minut, odwracamy kapustę i gotujemy jeszcze 5 minut. Odcinamy pierwsze liście, układamy na talerzu, by obciekły. Jeśli pozostałe liście są jeszcze mocno twarde, znów gotujemy kapustę po 5 minut z każdej strony. Wycinamy liście, sprawdzamy ich miękkość i gotujemy ponownie – aż do uzyskania kilkunastu ładnych, całych liści. Z każdego z nich wycinamy twarde nerwy.
Gotujemy na sypko kaszę – odrobinę (4-5 min) krócej niż się zaleca na opakowaniu.
Cebulę obieramy, płuczemy, kroimy w drobną kostkę i smażymy na oleju aż się zezłoci.
Ziemniaki obieramy, płuczemy. Można je zetrzeć potem na tarce z mniejszymi otworami, ja używam do tego malaksera. Trzeba je następnie mocno odcisnąć z płynu.
W misce łączymy ze sobą kaszę, cebulę, twaróg (jeśli jest twardy można też zetrzeć go na tarce) i ziemniaki. Doprawiamy solą i pieprzem – dość solidnie, farsz powinien mieć wyrazisty, intensywny smak. Mieszamy całość dokładnie i na sam koniec wbijamy jajko, znów mieszamy.
Przygotowujemy płaski, spory rondel, wykładamy go liścmi kapusty (najlepiej wykorzystać do tego te uszkodzone, porozrywane).
Układamy na dłoni po liściu, grubym nerwem u góry, na zsuniętych palcach, nakładamy na tę część farsz (nie za dużo, ale i nie za mało), zakrywamy go liściem od góry, potem bocznymi częściami i na koniec owijamy resztą liścia. Umieszczamy gołąbki ciasno, jeden przy drugim w rondlu. Gdyby zostały jeszcze jakieś liście, przykrywamy nimi gołąbki, zalewamy bulionem warzywnym (tak, by zakrywał je do ¾ wysokości), dodajemy liście laurowe, ewentualnie nieco przyprawy warzywnej, przykrywamy pokrywką i gotujemy na niewielkim ogniu około godziny.
Pod koniec gotowania można do bulionu dodać łyżkę przecieru pomidorowego – jeśli ktoś lubi takie połączenie smaków.
No i do tego nieodzowny dodatek, czyli smażona na złoto cebulka (w dużej ilości!), wymieszana ze śmietaną, jogurtem greckim, solą i pieprzem – w proporcjach jakie lubicie.

Trochę pracy z gołąbkami jest, ale satysfakcja z samodzielnego przygotowania czegoś tak pysznego, przewyższa trud. A najlepsze są te gołąbki odsmażane na maśle na drugi, czy trzeci dzień, posypane delikatnie koperkiem...

Babcia Anastazja na pewno byłaby ze mnie dumna. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz