piątek, 28 listopada 2014

Śledź czerwony


Zakąszać jest miło i bezpiecznie.

Śledziem, bo dalej zajedziem! Raz śledzika i gra muzyka! Kto zakąsza śledziem, ten na chodzie bedzie! Kto śledzi lubi nie będzie mieć w czubi! Masz śledzia za kompana balujesz do rana!

No, niezła faza...

Składniki (na słoik ok. 0,6 l);
8 filetów śledziowych (w oleju),
3 czerwone cebule,
Kopiasta łyżka przecieru pomidorowego,
Olej słonecznikowy,
1 łyżeczka papryki w proszku (słodkiej),
Pieprz,
Cukier,
Świeży tymianek,
2 listki laurowe,
2-3 ziarenka ziela angielskiego.


Filety kroimy w poprzek na kawałki ok. 2 cm. Cebulę drobno siekamy , wrzucamy ją na olej, dusimy do zeszklenia. Dodajemy do niej koncentrat i niewielką ilość wody. Dosypujemy przyprawy (papryka, pieprz) i cukier do smaku. Mieszamy, dusimy przez moment i odstawiamy do lekkiego przestudzenia. W słoiku układamy warstwami śledzia i cebulkę z koncentratem, dokładamy listki i ziele angielskie. Śledzie potrzebują trochęczasu na „przegryzienie” – moim zdaniem najlepsze są po dwóch dniach, ale tym wystarczy nawet kilka godzin...
Podając posypujemy śledzie świeżym tymiankiem, choć i bez niego gra muzyka. :)



środa, 26 listopada 2014

Kotlety ziemniaczane z jarmużem


Kapitalny patent na ugotowane ziemniaki pozostałe z obiadu. Danie samo w sobie - podane z podpieczonymi na grillu pomidorami, dipem czosnkowo-jogurtowym albo czatnejem pomidorowym. Lub jako dodatek do mięs, ryby, sosów, surówek. Ziemniaki można połączyć nie tylko z jarmużem, ale i z kapustą słodką (np. włoską), a kto lubi – z brukselką.
Proste i szybkie, bo ziemniaki się rozgniata, ale też – i tę wersję zdecydowanie wolę – można je zetrzeć na tarce z większymi otworami.

Składniki (na 6-7 kotletów):
Kilka (4-5) większych, ugotowanych ziemniaków,
Duża garść jarmużu (oczyszczonego z twardych łodyżek), albo niewielki kawałek główki kapusty, czy 5-7 brukselek,
Posiekana zielenina (pietruszka, koperek, rozmaryn, tymianek, szczypiorek – co kto lubi) – ok. 2 łyżek,
Masło,
Oliwa,
Świeżo zmielony pieprz, sól, ½ łyżeczki kurkumy albo pieprzu ziołowego (opcjonalnie).

Ziemniaki starte na tarce łączymy z przyprawami i ziołami. Jarmuż (kapustę, brukselkę) drobno kroimy i wrzucamy do rondla z łyżką masła i odrobiną oliwy. Przesmażamy chwilę, dolewamy niewielką ilość wody i dusimy na małym ogniu ok. 8-10 minut (kapustę krócej, jarmuż dłużej). Wrzucamy jarmuż do ziemniaków, mieszamy całość dokładnie, doprawiamy pieprzem i solą do smaku. Formujemy zgrabne, niezbyt duże kotlety i układamy je na rozgrzanej patelni grillowej, spryskanej oliwą. Smażymy do zezłocenia, a nawet lekkiego zrumienienia.






















A tak wygląda wersja z kapustą, bez ziół i w panierce z bułki tartej:

poniedziałek, 24 listopada 2014

Bardzo Dobry Poniedziałek, czyli jedzenie w pracy. Część 4


Namawiam nieustannie na smaczny początek tygodnia i zabieranie do pracy domowego jedzonka.
Dzisiejsze, poniedziałkowe pudełeczka, troszkę orientalne, odrobinę hinduskie, ale z mocnym, polskim akcentem i owsianką - uniwersalną oraz nieodzowną.
- Owsianka z jeżynami (płatki owsiane, suszone śliwki, jogurt naturalny, miód i mrożone jeżyny),
- coś prosto ze słoiczka – moje jesienne odkrycie, absolutnie nr 1 wśród przetworów: PICCALILLI! Czyli chrupiące warzywa w gęstej, aromatycznej marynacie (będzie przepis na blogu),
- żurek z jajkiem, świeżymi i suszonymi grzybami oraz ziemniakiem (i natką pietruszki),
- ryż jaśminowy ze świeżym liściem laurowym, filet z mintaja z pesto, pomidorki, oliwki, papryka…

Zabrakło dziś w moim menu kanapki, dlatego przyznaję - musiałam kupić dodatkowo sałatkę.
Żurek i ryż – z wczoraj, rano szybka akcja z grillowaniem ryby, krojeniem warzyw, przygotowaniem owsianki, napełnianiem pudełek. Dacie radę!

piątek, 21 listopada 2014

Tarta z gruszkami, kremem waniliowym i bitą śmietaną


„Jest jak w niebie,
Pieniądze tracą sens...”*


To jest zaiste niebiańska tarta na specjalne okazje. Bo trochę roboty przy niej jest. Nie zrażajcie się jednak – warta jest każdej poświeconej minuty! Kruche ciasto na spód można przygotować z wyprzedzeniem i zamrozić. Cała filozofia to upieczenie spodu, obranie i oczyszczenie gruszek, przygotowanie łatwego kremu z mleka i żółtek z cukrem i ubicie śmietany na wierzch. Kilka prostych czynności :). Bardzo polecam fantastyczny przepis na klasyczny spód do słodkich tart – francuskiego mistrza cukiernictwa, Erica Lanlarda**.

Składniki:
Kruchy spód (porcja na jedną większą tartę – o śr. 25-28 cm. Gdyby udało wam się ciasto cienko rozwałkować to wystarczy go na dwie mniejsze tarty)
230 g mąki (trochę mniej niż 1,5 szklanki),
100 g zimnego, pokrojonego na kawałki masła,
4 łyżki cukru pudru (przesianego),
2 roztrzepane żółtka,
1 łyżka lodowatej wody,
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (ew. 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią).

Krem
250 ml mleka,
6 łyżek cukru pudru,
3 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią,
3 żółtka,
2 łyżki mąki ziemniaczanej.

Owoce
6 sporych, dojrzałych gruszek (Klapsa, Konferencja),
8 małych łyżeczek dżemu pomarańczowego (albo innego o zdecydowanym, kwaskowym smaku),
3 łyżki cukru.

Wierzch
300 ml śmietany kremówki (30 proc.)
1-2 łyżki cukru pudru, albo kopiasta łyżka gotowego kajmaku z puszki.


Wszystkie składniki spodu wkładamy do malaksera i miksujemy krótko, do połączenia składników. Wkładamy do lodówki, albo zamrażamy (jeśli pieczemy ciasto na drugi dzień).
Nagrzewamy piekarnik do temp. 200 stopni.
Wykładamy schłodzonym ciastem formę z papierem do pieczenia, formujemy podwyższone brzegi. Umieszczamy na cieście folię aluminiową i wsypujemy na nią suchą fasolę. Wkładamy spód do nagrzanego piekarnika, pieczemy ok. 8 minut, zdejmujemy folię z fasolą, zmniejszamy temperaturę do 190 stopni i dopiekamy jeszcze przez 6-10 minut, aż wierzch zmatowieje i lekko się zezłoci (ostatnich kilka minut warto dopiekać jedynie od góry). Odstawiamy spód do przestudzenia.
Gruszki obieramy, dzielimy na połówki, czyścimy z gniazd nasiennych. Dwie gruszki kroimy na małe kawałki i przesmażamy z 3 łyżkami cukru. Resztę gruszek nacinamy lekko od góry (kilka razy), odwracamy i miejsce po gniazdach napełniamy dżemem. Na podpieczony spód wykładamy przesmażony mus gruszkowy, na nim układamy połówki gruszek – nacięciami do góry.
Mleko zagotowujemy z cukrem waniliowym i garnuszek z mlekiem umieszczamy w większym rondlu, z gotującą się wodą. Ubijamy do białości żółtka z cukrem pudrem, dodajemy do nich mąkę ziemniaczaną. Mleko mieszamy i nie przerywając mieszania, wlewamy ubite żółtka. Masa powinna stopniowo gęstnieć. Gdy zgęstnieje, odstawiamy ją z ognia i jeszcze przez chwilę ubijamy. Gorącym kremem zalewamy owoce na cieście i wstawiamy całość do piekarnika. Pieczemy w temp. 180 stopni ok. 35-40 minut, aż wierzch się zrumieni. Na wystudzone ciasto wykładamy bitą śmietanę (ubijamy kremówkę, gdy zaczyna gęstnieć dodajemy cukier, albo kajmak i nadal ją ubijamy do uzyskania odpowiedniej konsystencji).
Można ozdobić wierzch listkami melisy. „I pięknie jest, nieskromnie bardzo jest...” :)

*Cytaty z klasyka Lecha Janerki (z płyt „Historia Podwodna”, „Klaus Mittfoch”)
**”Home Bake”(wyd. Mitchell Beazley).




środa, 19 listopada 2014

Czatnej pomidorowy...


...czyli chutney, fantastyczny wynalazek kuchni indyjskiej, bardzo popularny na wyspach brytyjskich.
Nie mam jeszcze dość przetworów, marzę o takiej spiżarni z prawdziwego zdarzenia, wypełnionej piklami, powidłami, grzybkami marynowanymi, ogórkami, konfiturami z warzyw, sosami... I nalewkami oczywiście :). Uważacie, że przygotowywanie słoiczków na zimę jest uciążliwe, niepotrzebne i „babcine”? A tu w krainach Zachodu to nie tylko działanie modne, ale i wynoszone pod niebiosa za wierność tradycji, wzbogacanie menu i wartości smakowe. Rozmnażam się więc nadal przez słoiczkowanie i jest mi z tym dobrze. :)
Czatnej to taka konfitura słodko-kwaśno-pikantna, z warzywami, owocami i przyprawami. Genialna do wszelkich mięs, ryb, pasztetów, serów, pieczywa. Mimo ilości potrzebnych składników, to naprawdę mało skomplikowany przepis.

Składniki (na 5-6 słoiczków o poj. 250 ml):

Ok. 1 kg mięsistych pomidorów (np. odmiany lima, albo małe malinówki),
3 duże, obrane i pokrojone w kostkę cebule,
2-4 ząbki czosnku,
2 jabłka – obrane, wyczyszczone z nasion, starte na tarce,
2 łyżeczki musztardy w proszku (można też zamiast niej dodać ziarenka gorczycy – ok. 2-3 łyżeczek),
4 goździki,
4 ziarna ziela angielskiego,
Ok. 3 cm kawałek świeżego imbiru – starty na tarce,
Połowa strączka (ok.3-4 cm) ostrej papryczki pepperoni – oczyszczonego z nasion i drobno posiekanego,
Garść rodzynek sułtańskich,
Garść suszonych owoców miechunki, albo goji, albo żurawiny.
Kubek jasnego cukru trzcinowego (light demerara),
Łyżka miodu,
200-300 ml octu słodowego (malt vinegar – bywa w Lidlu), ale zamiast niego użyłam octu winnego – jest OK,
Sól – do smaku.


Pomidory trzeba sparzyć wrzątkiem i pozbawić skóry. Następnie kroimy je na pół i oczyszczamy z nasionek, pozostawiając sam miąższ. Siekamy go i wrzucamy do rondla (albo dużej patelni z wysokim brzegiem) i dodajemy pozostałe składniki – oprócz octu. Dusimy całość na małym ogniu ok. 30 minut, mieszając od czasu do czasu. Dolewamy ocet, mieszamy i gotujemy, aż do odparowania płynu – konsystencja powinna być w miarę stała. Doprawiamy solą.
Przekładamy gorący czatnej do wysterylizowanych słoiczków, zakręcamy je mocno i umieszczamy w piekarniku nagrzanym do temp. 120 stopni na 15-20 minut. Po tym czasie zostawiamy je w wyłączonym piekarniku.
Wystudzone, odkładamy do chłodnego, zaciemnionego miejsca – otwierać można po miesiącu.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Bardzo Dobry Poniedziałek, czyli jedzenie w pracy. Część 3


Jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Żeby nie zanudzać codziennie moim menu, będę w poniedziałki polecać domowe jedzenie w pracy. W każdym razie - postaram się. W niedzielę będzie może nieco więcej czasu, żeby pomysleć o przygotowaniu zawartości pudełeczek. Spróbujcie, a tydzień zacznie się świetnie. Tak jak mój dzisiaj:

- owsianką ze śliwkami, jogurtem naturalnym, mango, odrobiną miodu i prażonymi orzeszkami piniowymi,
- buchtą wypełnioną domowymi powidłami (to taka malutka bułeczka drożdżowa),
- kromką żytnio-orkiszowego chleba (wypiek niedzielny) z serem gorgonzola i oliwkami,
- sałatką z rukoli, awokado i fety (awokado skropione obficie sokiem cytrynowym) z dodatkiem sosu (oliwa, ocet balsamiczny, sól),
- komosą ryżową z bakłażanem, drobno pokrojonym i zgrillowanym z cebulką, oregano, solą i pieprzem.

Komosę ugotowałam w niedzielę wieczorem, bakłażana również przygotowałam wcześniej. Całość skropiłam oliwą, posypałam świeżymi ziołami (tymianek), do bakłażana dodałam też suszone owoce (sułtanki, czarna porzeczka, żurawina, goji).
Świeżość, energia, aromat no i sytość. Tego mi w pracy potrzeba. :)

PS. Niech was nie przerażają te „dziwne” składniki. Przecież równie dobrze to może być ryż, kuskus, banany, cukinia, kawałek mięsa z niedzielnego obiadu...

sobota, 15 listopada 2014

Consumela. Opowieść kulinarna cz. 9

Po spotkaniu na targowisku tajemniczego nieznajomego, Consumela postanowiła zmienić swoje życie. Przynajmniej to uczuciowe.

Słońce zachodziło, zegar na wieży kościoła wybijał kolejne kwadranse i godziny. Consumela siedziała na werandzie i wpatrywała się w tartaletki z figami, przygotowane na zamówienie Antonia. Słodycz wspomnień mieszała jej się z goryczą porażki.
Widziała ich pierwsze spotkanie, rozsypane na schodach, zbierane wspólnie jabłka, pamiętała to spojrzenie, które zatrzymało świat wokół nich, jak gdyby nikt i nic nie istniało…
Z jabłek powstała szarlotka, wyjadana przez Antonia z jej dłoni. Było jak w raju, a oni dwoje niczym Ewa i Adam, dopóki wąż zazdrości niepostrzeżenie się nie zakradł i już ich nie opuścił… Tak bardzo pogrążyła się w myślach, że nie zauważyła nawet, iż odruchowo wyskubuje orzeszki piniowe z tart i je zjada.

- No nie! Co robisz nieszczęsna! Niszczysz swoją pracę! Psujesz prezent dla mojej mamy! Purpurowy na twarzy Antonio znalazł się, nie wiedzieć kiedy, na werandzie i dawał upust swojemu wzburzeniu.
– I co powiem mamie? Że ptaki mnie po drodze obsiadły, czy, że moja narzeczona jest niespełna rozumu? – wrzeszczał wymachując rękami.
- Hola, hola kolego! Mamusia jak kocha to zrozumie – męski, zdecydowany tembr głosu zastopował histerię Antonia. - Witaj, piękna – Tony pochylił się nad Consumelą i ucałował ją w same usta.
– Antonio, to mój przyjaciel Tony – zaskoczona i zmieszana dziewczyna przedstawiła sobie mężczyzn, którzy taksowali się wściekłym wzrokiem, jak dwa koguty przed walką. – Widzę, że przygotowałaś coś takiego w sam raz dla mamusi. Bezpiecznie, słodziutko, starszej pani się spodoba – Tony mówiąc to uśmiechał się ironicznie, ale wzrok miał ostry jak sztylet.
- A co, zazdrościsz gringo? Antonio wycedził przez zęby i wyglądało na to, że nie ma zamiaru zabrać ciast i odejść. – Ja? Zazdroszczę? Czego stary? Że idziesz zaraz do mamusi, a ja zostanę z piękną, młodą kobietą i przygotuję dla niej najbardziej seksowną sałatkę na świecie? Składniki już mam – Tony podniósł w górę koszyk : - Jest diabelnie ponętne mango, jedwabista szynka prosciutto, granat słodki jak Dita von Teese* i najlepszy ser solankowy jaki udało mi się znaleźć w tej pipidówie. Mam też butelkę wina, godnego tego wieczoru i damy, z którą je wypiję.
Dziewięć uderzeń zegara przerwało utarczkę słowną, Antonio zerwał się jak oparzony, wymamrotał pod nosem coś o zemście i że ktoś sobie popamięta, chwycił poskubane tarty i pobiegł w kierunku miasteczka.
Tony przytulił Consumelę, otarł jej łzy, posadził w fotelu, zapalił świece.
Obrał mango, pokroił je, zrolował plasterki szynki, rozkruszył ser, rozkroił owoc granatu. Wyjął też z koszyka tajemniczy słoiczek. Do miski wkładał: ociekające sokiem, pachnące słońcem i kwiatami mango, szynkę, której delikatny, wędzony posmak, idealnie współgrał z owocami, ser rozpływający się słonością łez w ustach ... Posypał sałatkę pestkami granatu i oblał ją sosem** ze słoiczka.

- Żona wybaczy mi, że przygotowałem dla ciebie tę za...stą sałatkę, zarezerwowaną do tej pory tylko dla niej, ale do k..y nędzy – od czego ma się przyjaciół?
Potem jedli, pili wino, patrzyli na siebie, nie mówili zbyt wiele, co szczególnie w przypadku Amerykanina było naprawdę niezwykłe. W końcu wszystko zostało już powiedziane: że Antonio oszukiwał ją jak Liberace*** swoje wielbicielki oraz, że jego „mamusia” ma 20 lat, ciemny zarost, namydla klientom zakładu twarze i nazywa się Francisco Juan Carlos Rubio de Nepomuceno Lopez Santiago Calvo y Quesadilla. Antonio zaś nazywa go pieszczotliwie „Chica”...


Cdn.

*Słodka Królowa Burleski Dita von Teese (rys. Leonid Gurevich - www.thelittlechimpsociety.com).
**To może być ten sos.
***Liberace przez całą swoją karierę pianisty rewiowego musiał ukrywać to, że jest gejem (fot. www.usatoday.com).



piątek, 14 listopada 2014

O zaletach domowego jedzenia w pracy. Część 2


Dzisiaj zestaw częściowo podobny do tego z części 1. Jest makaron i owsianka, kanapka, ale zamiast sałatki bakłażan.
Kanapka z domowego chleba – z pastą z białego sera, wędzonej ryby (turbot – znakomity!) i pokrojonej drobno jasnej papryki.
Owsianka: płatki górskie zalane wrzątkiem, do tego 3 szt. pokrojonych śliwek suszonych, naturalny jogurt, miód, maliny i jagody zamrożone pod koniec sezonu.
Połowę średniego bakłażana wypłukałam, pokroiłam na plastry, zgrillowałam je na patelni, spryskane oliwą. W każdy plasterek zawinęłam odrobinę fety, dodałam czarne, wędzone oliwki, posypałam wszystko świeżymi ziołami (rozmaryn i tymianek) oraz prażonymi orzeszkami piniowymi (mogą być inne).
Makaron z sosem – został z dnia poprzedniego. Nic nie stracił na smaku, bo ugotowany al dente, a sos stał się jeszcze lepszy. Przepis na niego znajdziecie tutaj.
Tylko owsiankę i kanapkę przygotowałam rano, pozostałe pudełeczka zapełniły się wieczorem – dzień wcześniej.

Wróciłam do domu z pracy i wcale nie byłam głodna. Do końca dnia wystarczy jakiś lekki, mały posiłek. :)

czwartek, 13 listopada 2014

O zaletach domowego jedzenia w pracy. Część 1


Kojarzycie bento? Te japońskie, cudne pudełeczka, zabierane do pracy, wypełnione pysznymi drobiazgami do zjedzenia? Nie mam czasu i talentu do tworzenia takich kulinarnych dzieł sztuki, ale idea przygotowywania dla siebie albo bliskich, czegoś, co zabrane do szkoły, lub pracy ucieszy wszelkie zmysły, jest mi bliska. To jednak ekstrawagancja dla wielu z nas – na tyle zabieganych, że czasem nie jedzących od rana żadnego normalnego posiłku, aż do wieczora...

Nie ja jedna pewnie „na głodniaka” kiepsko funkcjonuję, a być głodnym w pracy jest fatalnie. W pośpiechu jemy byle co i byle jak, odbija się to na samopoczuciu, na zdrowiu i na portfelu. Postanowiłam już jakiś czas temu powalczyć trochę ze sobą i o siebie – jeść zdrowiej, mądrzej i taniej. Nie zarzekam się, że nie tknę drożdżówki, czy sałatki z majonezem, ale postaram się, żeby to była domowa bułka i domowa sałatka.

Zdaję też sobie sprawę, że to nie dla każdego – dla mnie wstawanie o kilkanaście minut wcześniej to nie problem, ale jak mało kto rozumiem mamy wstające w nocy „bo płacze”, „bo się boi”, „bo nie może spać”... Rozumiem też osoby, które po prostu lubią sobie pospać. Niestety – zawsze jest coś za coś. Jestem teraz na takim etapie życia, że mogę już zadbać trochę bardziej o siebie. Jedzenie sprawia mi przyjemność – tak więc jest to jeden z elementów troski o fajną codzienność i komfort w pracy. Nie jem mięsa (poza rybą), tym rozsądniej muszę komponować posiłki.

Ale do rzeczy
Wystarczy 10-15 minut rano na przygotowanie smacznego posiłku na większą część dnia. Wiem, to niektórym z was wyda się nierealne. Może jednak będzie prościej, gdy myślenie o jedzeniu włączy się już poprzedniego dnia. Wieczorem zastanawiam się, co mogę wykorzystać z „resztek”. W moim przypadku są to zupy, makarony, kasze, ziemniaki, soczewica, cieciorka, pasty do chleba.
Resztki
Pakuję więc takie pozostałe „dobra” do pudełeczek już wieczorem, a rano dodaję do nich warzywa, sosy, pieczywo. Wystarczy kilka ziemniaków i ugotowane rano jajko, by powstała sałatka z odrobiną majonezu z jogurtem, czy z octem balsamicznym z oliwą. I z czymś zielonym – ziołami, natką pietruszki, szczypiorkiem, ugotowanym brokułem, fasolką. Przydają się dobre, warzywne mrożonki – wrzucam je rano na patelnię grillową z dodatkiem oliwy, doprawiam i mam gotowy, smaczny i świeży dodatek do wszystkiego.
Owsianka
Bardzo lubię owsiankę – nigdy mi się nie znudzi. Wstaję rano i zalewam płatki górskie wrzątkiem, dodaję do nich 2-3 pokrojone, suszone śliwki. Potem wystarczy dołożyć kilka łyżeczek naturalnego jogurtu, odrobinę miodu, cynamonu i owoce – mandarynki, jabłka, banany, truskawki albo leśne (poza sezonem te ostatnie mam zamrożone). I znów – owsianka do pudełka!
Kanapka
Piekę sama chleb – idealny do pysznych kanapek. Cienkie kromki przekładam serem, łososiem, jakąś pastą z poprzedniego dnia, hummusem, kiełkami itp. A czasem po prostu zabieram taki chleb bez niczego – smakuje i tak świetnie. Nie pieczecie chleba? OK. To nie musi być domowy wypiek, ale kanapka jest podstawą odpędzenia głodu. Nie batonik i nie słodki serek.
Sałatka
Jeśli mam dobrą sałatę, rukolę, roszponkę – wrzucam listki do pudełka, dodaję kilka oliwek, pomidora, ogórka, trochę sera – fety, dojrzewającego, mozarelli. W malutkim słoiczku mieszam oliwę z musztardą, albo sokiem cytryny, czy octem balsamicznym. Doprawiam sałatkę tuż przed zjedzeniem jej w pracy.
Transport
Bardzo ważne są dobre pojemniki na jedzenie. Po wyrzuceniu różnych nieszczelnych, niewygodnych pudełek, znalazłam swój ideał. Na wyprzedaży w sklepie turystycznym. Pomyślałam, że Szwedzi mają dobre wzornictwo i doświadczenie „outdoorowe” – i to był najlepszy wybór. Ale nie chcę nikomu nic narzucać – w sieci znaleźć można mnóstwo różnych pojemników. Warto wybrać te z gwarancją szczelności i takie, w których jedzenie można podgrzać w mikrofalówce. Nie używam mikrofali w domu i nie mam oporów, by korzystać z niej sporadycznie.
Moje pudełka nadają się, by z nich jeść i to sprawdziło się bardzo, gdy okazało się, że w pracy zabrakło talerzy i miseczek do zupy... Bywa i tak.
Mam też przygotowaną wygodną torbę, w której zabieram pojemniki do pracy. Jest tylko po to i zawsze pod ręką, bym nie frustrowała się rano, szukając jakiejś reklamówki.

Chciałabym, żeby moje doświadczenia były pomocne, będę więc od czasu do czasu zamieszczać na blogu przykłady swoich – naprawdę czasem w biegu przygotowywanych – posiłków.
Warto myśleć o sobie dobrze i być dla siebie dobrym :). No i nie muszę chyba udowadniać o ile taniej i zdrowiej jest korzystać z domowego jedzenia...



Na zdjęciu:
- makaron pełnoziarnisty z poprzedniego dnia – z czosnkiem, kaparami i kilkoma filecikami anchois wrzuconymi na oliwę, z oliwkami, kawałeczkiem kiszonej cytryny i z ziołami,
- owsianka z jogurtem naturalnym, miodem, mandarynką i cynamonem,
- sałatka z rukoli z serem dojrzewającym, fetą, pomidorami, oliwkami i bazylią,
- 2 kromeczki domowego chleba pszenno-żytniego z pestkami dyni i suszoną cebulką.
Do tego był jeszcze sos z oliwy, musztardy, octu balsamicznego i soli – w malutkim słoiczku.
Wystarczyło i było pyszne. :)



wtorek, 11 listopada 2014

Żurawinówka

„Czarodziej odgadł od razu, czym był ów czerwony punkt na ziemi. Był to największy rubin świata, Królewski Rubin, którego szukał od wieluset lat!
Zerwał się i wpatrując się w ten punkt płomiennym wzrokiem, naciągnął rękawiczki i zarzucił płaszcz na ramiona.
Wszystkie klejnoty, jakie zebrał, stały mu się obojętne - pragnął tylko jednego kamienia, tego, który za niespełna pół godziny mógł mieć w swoim ręku.”*



Cudowna nalewka! Jedyna, której mogę podarować tę kosmiczną ilość dodawanego cukru. Gdyby nie on, jej cierpkość byłaby pewnie nie do przełknięcia. Moc, słodycz, wyrazistość, no i wanilia w tle... Nie ma się dosyć tego owocowego aromatu, zimowy wieczór mógłby się nigdy nie kończyć, gdy kieliszek lśni czerwienią jak Królewski Rubin z opowieści o Muminkach... Uważajcie więc na Czarodzieja. :)

Składniki (z tej ilości powstanie ok. 1,7-1,8 l nalewki):

3 szklanki świeżej żurawiny (wypłukanej i przemrożonej – wystarczy doba w zamrażalniku),
1 litr czystej wódki,
¼ litra spirytusu,
2 szklanki cukru,
1 laska wanilii, albo kilka łyżeczek cukru aromatyzowanego prawdziwą wanilią.


Zmrożone żurawiny rozdrabniamy przy użyciu blendera , umieszczamy w dużym słoju, zalewamy wódką i odstawiamy na 2 tygodnie. Po tym czasie przecedzamy, a właściwie przeciskamy wszystko przez gazę lub lnianą serwetę. Do powstałego płynu dodajemy cukier i laskę wanilii, delikatnie podgrzewamy i mieszamy – do całkowitego rozpuszczenia cukru. Nie wolno zagotować płynu! Kiedy mikstura przestygnie, wlewamy do niej spirytus, rozlewamy do butelek i odstawiamy na kolejnych 14 dni. Nie trzeba dłużej czekać, po miesiącu trunek można pić.
PS. Nie, nie pomyliłam się. Żurawinówka jest faktycznie gotowa już po miesiącu. :)

*Tove Jansson - „W Dolinie Muminków”, tłum. Irena Szuch-Wyszomirska (wyd. Nasza Księgarnia)


sobota, 8 listopada 2014

Sernik z ricottą, jabłkami i cynamonem*


Czy zwróciliście uwagę jak bardzo zmieniły się w Polsce przepisy na serniki w ciągu ostatnich 10-ciu lat? Kiedyś nie było mowy, by w dużym serniku nie pojawił się z tuzin jaj, dodawało się masło, czasem mąkę ziemniaczaną, budyń, albo ugotowanego ziemniaka. No i żółtka ucierało się osobno, pianę z białek dodając na końcu. Spektakularne opadanie sernika było nieuniknione i frustrujące. Poza tym ser musiał być niezbyt kwaśny, inaczej – dramat na imieninach! Niczego nie ujmując tym sernikom, bo przecież były pyszne, ale nikt teraz nie zmusiłby mnie do stosowania tradycyjnych metod... Idę na łatwiznę, nie szukam w sklepach najlepszego twarogu, tylko kupuję ricottę, a jajka wbijam w całości, ucierając masę naprawdę krótko.

Ten sernik jest zrobiony absolutnie „po nowemu”, ale ma w smaku coś, co przypomina mi tamte serniki sprzed lat. Zachwyca cynamonową, cudowną, ciepłą nutą, jest gęsty, zwarty, ale kremowy, no i te jabłka...

Składniki (na tortownicę o śr. 23-24 cm):
Spód
180-200 g herbatników bez polewy czekoladowej i masy (ciastka owsiane, digestive,mogą być nawet lekko czerstwe pierniki),
70-75 g miękkiego masła,
Opcjonalnie – łyżeczka cynamonu, albo przyprawy korzennej.

Masa
2 duże jabłka (mogą to być np. goldeny, albo antonówki),
25 g masła,
2-3 łyżki Calvadosu albo brandy,
500 g sera ricotta,
250 g sera mascarpone,
¾ szkl. jasnego cukru trzcinowego,
35 g mąki pszennej,
4 jajka 0/1 (wbijamy je wcześniej do miseczki),
½ łyżeczki cynamonu,
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (albo 2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią).

Na wierzch
1 duże jabłko (antonówka, reneta, golden),
2-3 łyżki jasnego cukru trzcinowego,
Odrobina cynamonu do posypania.


Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni. Tortownicę lekko natłuszczamy i umieszczamy na niej papier do pieczenia. Herbatniki kruszymy w malakserze z dodatkiem masła (i ew. przyprawy korzennej) – powinny mieć konsystencję mokrego piasku. Wykładamy taką masą spód tortownicy (lekko dociskając), można też wyłożyć nieco na brzegi. Pieczemy w nagrzanym piekarniku ok. 10 minut, ostatnich kilka minut z opcją grzałki górnej. Wyciągamy z piekarnika i zmniejszamy jego temp. do 170 stopni.
Jabłka obieramy, wycinamy gniazda nasienne i kroimy owoce w małą (ale nie taką całkiem!) kostkę. Masło roztapiamy na patelni, wrzucamy na nie pokrojone jabłka i przez kilka minut smażymy na małym ogniu, mieszając.
Przy kolejnej czynności trzeba zachować ostrożność (szczególnie, gdy robi się to po raz pierwszy) – jabłka flambirujemy, czyli spryskujemy alkoholem i podpalamy. Gdy ogień zgaśnie, odstawiamy owoce do przestudzenia. Po co to robimy? Jabłka zachowują strukturę, a są pięknie przyrumienione i przechodzą delikatnie zapachem alkoholu. Poza tym to wielka frajda! :)
Ricottę i mascarpone wrzucamy do miski i mieszamy do połączenia łyżką. Dodajemy cukier, mąkę, włączamy mikser i miksując dorzucamy po jednym jajku. Jeśli rozbijemy je wcześniej, unikniemy przypadkowych skorupek i tego, że jakieś jajko okaże się nieświeże... Na koniec – wanilia i cynamon, a po wyłączeniu miksera dokładamy przestudzone jabłka i mieszamy całość lekko łyżką.
Uwaga: nie miksujemy zbyt długo, jedynie do połączenia się wszystkich składników.
Wykładamy masę serową na podpieczony spód.
Obieramy i oczyszczamy z nasion jabłko. Dzielimy je na pół, a każdą połówkę kroimy na jak najcieńsze plastry (sprawdza się bardzo nóż ceramiczny!). Wykładamy promieniście i bardzo delikatnie plasterki na wierzch masy, posypujemy cukrem i cynamonem.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 80 minut, sprawdzając pod koniec środek sernika czubkiem noża. Jeśli masa na środku jest rzadka i przywiera do noża, musimy dopiec jeszcze przez ok. 5-10 minut (można włączyć jedynie górną grzałkę na ten czas i podnieść o 5 stopni temp. piekarnika).
Sernik leciutko podnosi się podczas pieczenia i opada tylko nieznacznie.

Gdy wystygnie w formie, wyjmujemy go na talerz, albo paterę i studzimy przez kilka godzin (a najlepiej przez całą noc) w lodówce.
Można środek sernika posypać kawałkami, albo płatkami migdałów.

*Zainspirował mnie przepis Erica Lanlarda („Home Bake”, wyd. Mitchell Beazley).



wtorek, 4 listopada 2014

Fajny pasztet z soczewicy


Pasztet bez mięsa? Dla wielu – nie do pomyślenia. I dla mnie kiedyś też. Ale, jak już pewnie pisałam, nie brakuje mi ani smaku mięsa, ani jego zapachu. Uwolniłam się szybko, bezboleśnie, z ulgą. Także za sprawą takich przepisów jak ten.
Moc dobrych przypraw, konsystencja idealna do krojenia, możliwość komponowania różnych dodatków, by uzyskać ulubioną wersję. Taki fajny pasztet.
PS. Przepis pochodzi z kartki wyrwanej z jakiejś gazety. Nie wiem z jakiej :).

Składniki (proporcje na małą foremkę keksową, albo niewielkie naczynie żaroodporne):
Szklanka czerwonej soczewicy,
3-4 spore marchewki,
1 duża cebula,
3 jajka,
1 łyżka przyprawy garam masala (albo curry),
½ łyżeczki mielonego kminu rzymskiego,
1 łyżka słodkiej, sproszkowanej papryki,
1 łyżeczka sosu sojowego (albo sosu worcester),
2 listki laurowe,
2-3 goździki,
Oliwa,
Sól i pieprz,
Opcjonalnie: 2 rozgniecione ząbki czosnku albo odrobina chili w proszku, albo mała, świeża papryczka peperoni. Można też dodać kilka ugotowanych wcześniej, drobno pokrojonych suszonych grzybów, trochę posiekanego świeżego rozmarynu, łyżeczkę przyprawy zaatar. Co kto lubi.
:)

Soczewicę zalewamy wodą nieco powyżej jej poziomu, dodajemy listki laurowe i goździki, gotujemy aż soczewica rozpadnie się na papkę, dolewając ewentualnie wody (choć bez przesady). Usuwamy listki i goździki. Marchewkę trzeba obrać i zetrzeć na tarce z większymi oczkami. Cebulę drobno kroimy i przesmażamy do zeszklenia na oliwie. Dorzucamy marchewkę, dolewamy odrobinę tłuszczu i smażymy mieszając jeszcze ok. 8-10 minut.
Nagrzewamy piekarnik do temp. 190 stopni.
Doprawiamy warzywa przyprawami i sosem sojowym, mieszamy. Dodajemy do soczewicy, próbujemy i ewentualnie doprawiamy do smaku. Wbijamy do masy jajka, dokładnie łączymy składniki ze sobą. Przekładamy masę do foremki natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch skrapiamy oliwą, możemy też posypać listkami świeżego rozmarynu. Pieczemy w nagrzanym piekarniku ok. 40-45 minut. Pasztet tylko nieznacznie urośnie, foremka może być napełniona do ¾ wysokości.

Znakomity ze świeżym pieczywem, z dodatkiem ajvaru, majonezu, oliwek.



niedziela, 2 listopada 2014

Ajvar domowy


A zaczęło się od małego słoiczka przywiezionego przez J. Tak się zapaliłam do wyprodukowania większej ilości ajvaru, że 1 listopada w całym domu pachniało papryką. Wypełniłam warzywami piekarnik, chyba trochę do mnie nie dotarło, że z każdego kawałka papryki będę musiała zedrzeć skórę... Ale nie było tak źle. I w efekcie moja domowa spiżarka, czyli stara toaletka, zapełniła się kolejnymi, dwunastoma słoiczkami.

Składniki (na 10-12 małych słoiczków 150-250 ml):
15 strąków papryki,
5 bakłażanów (raczej tych mniejszych),
2 małe ostre papryki,
4 duże ząbki czosnku,
Oliwa,
Łyżka miodu,
4 łyżki octu winnego,
Sól i pieprz,
Wędzona, sproszkowana papryka – opcjonalnie.


Papryki płuczemy, kroimy na połowy, oczyszczamy z pestek i kroimy na ćwiartki. Bakłażany kroimy na grubsze plastry. Umieszczamy warzywa na blachach wyłożonych papierem do pieczenia i spryskujemy je oliwą. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 190 stopni (z termoobiegiem) – ok. 40-45 minut. Po 20 minutach dorzucamy na blachy całe ząbki czosnku (w łupinach).
Pod koniec pieczenia sprawdzamy, czy papryka pomarszczyła się lekko i pociemniała na brzegach. Jeśli nie – dopiekamy ok. 5-10 minut. Gorącą paprykę wrzucamy do dużego garnka, otulamy ją szczelnie papierem, na którym się piekła i przykrywamy pokrywką. Po kwadransie można ją bez problemu obrać ze skóry. Wrzucamy obraną paprykę i plastry bakłażana do dużej miski i rozdrabniamy przez chwilę przy pomocy blendera. Dodajemy pokrojone drobno ostre papryczki, upieczony czosnek wyciśnięty z łupin, miód, ocet winny, sól, pieprz, ew. wędzoną paprykę – rozdrabniamy jeszcze, do konsystencji jaką lubimy. Próbujemy, doprawiamy jeśli trzeba solą, pieprzem i octem winnym do smaku.
Podgrzewamy gotowy ajvar (uwaga – gwałtownie bulgoce i pryska!) i gorący przekładamy do wyparzonych słoiczków. Ja sterylizuję słoiczki i zakrętki w piekarniku nagrzanym do 100 stopni i po napełnieniu ich, znów wkładam zakręcone do piekarnika. Pasteryzuję ok. 20 minut i zostawiam do wystudzenia w piekarniku.
Ajvar jest świetną pastą do chleba, znakomitym dodatkiem do grillowanych ryb i mięsa. Sprawdza się też dodawany do makaronu, ryżu i kasz. Połączony z jogurtem naturalnym i majonezem, tworzy przyjemny w smaku dip.

*Zainspirował mnie przepis z www.jadlonomia.com