poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Mrożona cytryna


To chyba najłatwiejszy przepis jaki pojawił się na tym blogu. A na co przepis?
Wystarczy wrzucić w wyszukiwarkę powyższy tytuł, a pojawi się właściwie ten sam, powielany wszędzie, tekst o cudownych właściwościach zdrowotnych zamrożonej cytryny (oczyszczających, przeciwstarzeniowych, antyrakowych).
Ktoś powie więc, że to przepis na zdrowie i urodę, a ja pomyślałam od razu o wykorzystaniu kulinarnym tak potraktowanego cytrusa. Ale przecież jedno nie wyklucza drugiego.
Wystarczy wypłukać i sparzyć ładną cytrynę (nawet jeśli to cytryna BIO), wysuszyć ją i włożyć do zamrażalnika. A potem zetrzeć w całości – ze skórką i pestkami, na tarce z większymi otworami. Bo choć jest twarda jak kamień, to pięknie się ją trze, bez problemu owoc zamienia się w wiórki. Potem szybko do woreczka - rozmraża błyskawicznie - i z powrotem do zamrażalnika.
Właściwie można dodawać taką cytrynę do wszystkiego – do napojów, sosów, makaronu, ryżu, sałatek, surówek, potraw mięsnych i rybnych. Na pewno niejednokrotnie pojawi się w moich przepisach.
Moc witamin i moc smaku – na zdrowie!

niedziela, 30 sierpnia 2015

Balkon Bistro 1/10. Szarlotka ze śliwkami i budyniem

Kilka metrów kwadratowych na zewnątrz. Własny kawałek nieba, z koronami drzew i dachami budynków, z ptakami, gwiazdami, zapachem kwiatów. Jest stolik, krzesła, okno z kuchni... Takie małe bistro na balkonie.


Upalny poranek, powietrze gęste, światło gorące. Ale to już koniec sierpnia, koniec wakacji. Za moment jesień, na którą tak bardzo czekam. Moja ulubiona pora roku. Trochę muszę poczarować, żeby jak najszybciej przyszła. Szarlotka jest moim zaklęciem.

Składniki:

Ciasto
2 szkl. mąki
100 g schłodzonego masła,
8 łyżek cukru pudru,
1 całe jajko i 1 żółtko,
Łyżeczka proszku do pieczenia,
Łyżka spirytusu albo innego, mocnego alkoholu (brandy, whisky, wódka).

Owoce
1,5 kg jabłek (reneta, antonówka, kronselka),
10-12 sztuk śliwek,
4-5 łyżek cukru.

Krem
1 opakowanie budyniu waniliowego (bez cukru),
2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią,
1/2 l śmietanki kremówki (30 proc.) albo – w wersji light – mleka.

Dodatkowo
Bułka tarta, cukier puder i cynamon – do posypania.

Jabłka płuczemy, obieramy, oczyszczamy z gniazd nasiennych, kroimy na kawałki i wrzucamy do garnka. Dodajemy cukier, ew. ze dwie łyżki wody i prażymy pod przykryciem na niewielkim ogniu, mieszając od czasu do czasu. Jabłka powinny się rozpaść i stworzyć gęstą, pozbawioną soku masę. Wypestkowane śliwki kroimy na paseczki i wrzucamy do masy jabłkowej.

Składniki na ciasto wrzucamy do malaksera – miksujemy do połączenia, albo siekamy szybko nożem , rozcieramy w palcach i formujemy kulę. Owijamy folią spożywczą i wkładamy na 30 min do zamrażalnika.

Włączamy piekarnik, by się nagrzał do temp. 180 stopni.

Formę 22/31 cm, albo dużą tortownicę wykładamy dwiema warstwami papieru do pieczenia. Część schłodzonego ciasta kroimy na cienkie plastry i wykładamy nimi spód formy. Resztę ciasta odkładamy do lodówki. Nakłuwamy spód widelcem i wstawiamy na 15 minut do nagrzanego piekarnika, by się podpiekł. Ostatnie 5 minut podpiekamy go jedynie od góry.

W międzyczasie budyń mieszamy ze szklanką śmietanki (mleka), resztę śmietanki (mleka) gotujemy mieszając z cukrem waniliowym na niewielkim ogniu, a gdy się zagotuje, wlewamy budyń i mieszamy energicznie, aż masa zgęstnieje.

Podpieczony spód posypujemy bułką tartą (ok. 2 łyżek), wykładamy na niego jabłka ze śliwkami, wyrównujemy powierzchnię i na niej umieszczamy gorącą masę budyniową, rozkładając ją równomiernie (najlepiej łyżką zwilżoną wodą).
Resztę ciasta kroimy na cienkie plastry i układamy je na wierzchu.

Pieczemy ok. 50 minut (do lekkiego zrumienienia) w temp. 190 stopni.
Po przestudzeniu posypujemy cukrem pudrem z cynamonem.

PS. Istotą szarlotki jest mała ilość ciasta i duża ilość jabłek. Trzeba ciasto z tego przepisu naprawdę dość cienko kroić – tym bardziej, że troszkę wyrasta. Śliwki nie są koniecznym dodatkiem – ale jeśli szarlotka ma być z samych jabłek, to ze 3 sztuki jabłek zostawiamy i dodajemy je – surowe i starte – do tych uprażonych. A czy krem budyniowy jest konieczny? Uważam, że tak. Wanilia-jabłka-cynamon, to dla mnie boska, szarlotkowa trójca. :)





czwartek, 27 sierpnia 2015

Sałatka z komosą, warzywami grillowanymi i fasolką


Po pracy, w taki zwykły, roboczy dzień. Obiadokolacja warzywna z pyszną komosą (zwaną też quinoa) ugotowaną dzień wcześniej. Ważne, by warzywa nie były zbyt miękkie. Ich chrupiąca konsystencja jest równie apetyczna, jak lekki, przydymiony smak, wzmocniony dodatkiem oliwek i wędzonego twarogu. Komosa ma subtelną goryczkę, podobnie jak bakłażan (którego nie pozbawiam gorzkiego posmaku przy pomocy soli). Stąd – dla równowagi – słodycz pomidora i kwaskowość cytryny oraz octu balsamicznego. No i zioła, świeże zioła... W konfiguracji jaką lubicie. Odkąd mam urodzaj ziół na balkonie, hojnie dosypuję malutkie listeczki i kwiatki do wszystkiego.

Składniki (porcja dla 2-3 osób):

Szklanka ugotowanej komosy (myślę, że i kasza bulgur będzie odpowiednia),
Dwie garście cienkiej, zielonej fasolki szparagowej,
6-8 pomidorków koktajlowych,
½ dużej, żółtej papryki,
½ średniego bakłażana,
1-2 nieduże cebule czerwone,
Garść oliwek greckich (z pestkami),
2 łyżki soku z cytryny,
2 łyżki octu balsamicznego.
Oliwa,
Sól, pieprz,
Świeże zioła: natka pietruszki, bazylia, tymianek cytrynowy, mięta, oregano itp,
Twaróg wędzony albo feta – do posypania.

Fasolkę płuczemy, oczyszczamy z końcówek, wrzucamy do osolonego lekko wrzątku i gotujemy do sprężystej miękkości (czas zależy od grubości i gatunku fasolki – trzeba próbować). Warzywa kroimy – pomidorki na połówki, paprykę i bakłażana w większą kostkę, cebulę w piórka. Wrzucamy je na patelnię grillową, spryskujemy oliwą, posypujemy solą i pieprzem. Po ok. 10 minutach wlewamy do nich ocet balsamiczny i mieszamy, dusząc całość aż do jego odparowania. Pomidory się, co prawda, rozpadną, ale ich smak będzie i tak wyczuwalny. Komosę mieszamy z sokiem cytrynowym. Ugotowaną fasolkę odcedzamy, płuczemy w zimnej wodzie. Wykładamy ją na duży talerz, posypujemy komosą, na środek wykładamy grillowane warzywa, dodajemy oliwki i rozdrobnione zioła. Doprawiamy solą i pieprzem, skrapiamy oliwą, każdą porcję sałatki posypujemy na talerzu pokruszonym serem.





poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Kremowa zupa z cukinii


Bardzo przyjemna, gęsta zupa. Lekka, ale sycąca, a jej smak łatwo zmienić – od łagodnego, aksamitnego, po zdecydowanie pikantny. Wybieram tę pierwszą opcję, jednakże z silnym aromatem ziół. Przede wszystkim mojego ulubionego w tym sezonie, świeżego majeranku. Kilka malusieńkich listków i kwiatków, a zapach i smak – mocarny!

Składniki (4-6 porcji):

2 średniej wielkości ziemniaki,
2 cukinie (ok. 25 cm każda),
1 por (biała część),
1 średni korzeń pietruszki,
3-4 łyżki oliwy,
Bulion warzywny albo drobiowy (1,2-1,5 l),
½ szkl. mleka,
Sól, pieprz, sok cytrynowy,
Kilka łyżek startego sera (cheddar, parmezan),
Świeże zioła (majeranek, tymianek cytrynowy, szczypiorek, natka pietruszki),
Jogurt grecki (na wierzch, opcjonalnie).


Ziemniaki i pietruszkę obieramy, kroimy w kostkę. Cukinię płuczemy, kroimy w kostkę. Białą część pora płuczemy - kroimy w krążki. W garnku rozgrzewamy oliwę, wrzucamy na nią warzywa i przesmażamy, mieszając przez kilka minut. Zalewamy bulionem (nieco ponad powierzchnię warzyw) i gotujemy na średnim ogniu do miękkości – ok. 20-25 minut. Dolewamy mleko i miksujemy całość do uzyskania kremowej konsystencji. Doprawiamy solą, pieprzem i sokiem cytrynowym, rozlewamy do miseczek i posypujemy startym serem, posiekanymi ziołami, kto lubi – dodaje też jogurt.

PS. W wersji pikantnej – przed zmiksowaniem dodajemy 2 zmiażdżone ząbki czosnku, chili w płatkach, albo oliwę z dodatkiem chili (do smaku).
W wersji orientalnej – mleko zastępujemy mlekiem kokosowym, do warzyw wsypujemy kurkumę, doprawiamy zupę olejem sezamowym i posypujemy prażonymi ziarnami sezamu.



sobota, 22 sierpnia 2015

Ciasto śliwkowe z NYT


Co wrzesień, od 1982 do 1989 roku, wydawcy The New York Times, publikowali ten przepis. Aż postanowili przestać i po raz ostatni wydrukowali wersję specjalną, zachęcającą, by ją wyciąć i zachować. Posypały się na nich gromy. Czytelnicy nie mogli im darować, że przepis, symbolicznie kończący lato, nie będzie się już ukazywać. I oto jest, pojawia się nadal. Siła przyzwyczajenia i siła smaku.
Ciasto dowodzi, że szlachetność i prostota idą w parze. Chyba po raz pierwszy niczego nie zmieniłam w oryginalnym przepisie, jego proporcje są po prostu idealne. W pierwszej trójce mojego prywatnego, „śliwkowego” rankingu ciast. Wzorzec z NYT.
Dzięki Basiu! :)

Składniki:
150 g* cukru (można jedną łyżkę zastąpić cukrem z prawdziwą wanilią),
110 g miękkiego masła,
150 g mąki,
1 łyżeczka proszku do pieczenia,
Szczypta soli,
2 jajka,
24-26 połówek sporych śliwek,
Cukier, sok cytrynowy i cynamon – na wierzch.


Włączamy piekarnik, by się nagrzał do 180 stopni.
Miękkie masło ucieramy do białości z cukrem. Dodajemy przesianą mąkę, proszek do pieczenia, sól i jajka i ucieramy wszystko, aż masa stanie się puszysta i jednolita.
Smarujemy masłem formę (moja o śr. 24 cm – posypałam ją dodatkowo odrobiną mąki). Wylewamy do niej ciasto i układamy połówki śliwek, skórką do spodu. Posypujemy wierzch lekko cukrem, skrapiamy sokiem cytrynowym, a kto lubi może posypać jeszcze cynamonem.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 45 minut (godzina - podawana w przepisie to wg mnie za długo...). Najlepsze jest lekko ciepłe, posypane cukrem pudrem, albo z dodatkiem bitej śmietany.

*W oryginalnym przepisie podane są amerykańskie miary. Tak przeliczyłam „cups-y” na gramy – chyba nie najgorzej.





wtorek, 18 sierpnia 2015

Balkon Bistro 1/9. Kołacz „Słonecznik” ze szpinakiem i jarmużem

Kilka metrów kwadratowych na zewnątrz. Własny kawałek nieba, z koronami drzew i dachami budynków, z ptakami, gwiazdami, zapachem kwiatów. Jest stolik, krzesła, okno z kuchni... Takie małe bistro na balkonie.


No i jak tu nazwać takie cudo? Bo ani to tarta, ani pieróg, a „ciasto” wydaje się jednak czymś nieadekwatnym... „Kołacz” kojarzy się rustykalnie, swojsko, miło. Nietypowy kołacz – przyznaję.
Zauroczenie od pierwszego wejrzenia i tak silne pragnienie, żeby jak najszybciej zrobić, że przepis chorwacki znalazłam błyskawicznie, ale w efekcie go nie użyłam. Postanowiłam tradycyjnie pójść na łatwiznę i skorzystać z gotowego ciasta francuskiego. Farsz też zaimprowizowałam z tego, co znalazło się pod ręką.
Plusy ciasta francuskiego: dostępność i szybkość wykonania. Smak i zapach również.
Minusy: ciasto jest zbyt plastyczne, pod wpływem ciepła przylepia się do rąk, rozłazi podczas formowania, traci też kształt podczas pieczenia. No i jest kaloryczne.

Dlatego wypróbuję jeszcze chorwacką recepturę. Ale pozostanę przy „moim” farszu, bo okazał się świetny! Zwarty, pachnący, o konkretnej, przyjemnej konsystencji. Przysłużył się znów jarmuż, który ostatnio bardziej cenię niż szpinak.

Składniki:
2 rulony ciasta francuskiego (po 250-275 g każdy, ale i tak zostaną okrawki),
250 g świeżego szpinaku (choć pewnie może być i mrożony, tylko w dużych kawałkach),
150 g świeżego, oczyszczonego i wypłukanego jarmużu,
Garść pokrojonego, grubego szczypioru,
Garść posiekanej rukoli,
250 g sera ricotta,
80 g pokruszonej fety,
100-120 g startego sera dojrzewającego (cheddar, ew. pół na pół z parmezanem),
2 jajka (jedno do farszu, drugie – do posmarowania),
Sól, pieprz,
Ziarna słonecznika do posypania.


Szpinak płuczemy, zalewamy niewielką ilością wody i gotujemy aż zmieni konsystencję i objętość. Jarmuż zalewamy gorącą wodą i gotujemy ok. 15-20 minut. Odcedzamy obydwa warzywa i mocno odciskamy z nadmiaru wody. Jarmuż dość drobno kroimy. Wrzucamy do miski i dodajemy szczypior, rukolę, sery, doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Dorzucamy jajko, mieszamy dokładnie.
Przygotowujemy formę do pizzy o śr. 32 cm albo dużą blachę. Wykładamy papierem do pieczenia. Stolnicę posypujemy lekko mąką. Rozwałkowujemy lekko pierwszy płat, wycinamy z niego koło o śr. 30 cm (użyłam do tego przykrywki szklanej, ale może być po prostu talerz). Wykładamy go na blaszkę. Podobnie robimy z drugim płatem, starając się jednak, by był ciut większy. Na spodniej części ciasta kładziemy talerz o śr. mniejszej od niej o ok. 5-6 cm, lekko dociskamy, by zostawił linię wzdłuż której położymy część farszu. Na środku kładziemy w podobnym celu naczynie o śr. 12 cm.
Włączamy piekarnik, by się nagrzał do temp. 190 stopni (góra-dół).
Formujemy okrąg z ¾ farszu, resztę dajemy na środek. Przykrywamy drugą częścią ciasta. Środek zakrywamy naczyniem. Sklejamy brzeg, dociskamy go przy pomocy widelca. Nadmiar ciasta na brzegu można zawinąć. Ostrym nożem nacinamy ciasto do krawędzi naczynia na środku , dzieląc je na 15-16 kilkucentymetrowych kawałków i każdy z nich wywijamy, obracając farszem na wierzch.


















Smarujemy całość roztrzepanym jajkiem, posypujemy ziarnami słonecznika. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy do zezłocenia (ok. 35-40 minut). Ostatnie 5-8 minut można dopiekać jedynie od spodu.
Najlepszy jest lekko przestudzony, z dodatkiem sałaty, albo z zupą pomidorową ze świeżych pomidorów... :)
To był pierwszy dzień od ponad 2 tygodni bez niemiłosiernego upału. Chmury, drobny deszcz i jedyne słońce jakiego potrzebowałam. Na talerzu.




sobota, 15 sierpnia 2015

Tarta czekoladowa z malinami


Czekolada. Dużo czekolady. Zawsze. Bez względu na porę roku, pogodę, stan ciała i ducha.
To jest sierpniowe spełnienie marzeń – gdy świeżych malin zatrzęsienie i ceny mają znośne. Czy może być doskonalsze połączenie owoców z czekoladą? Tarta wygląda jak z filmu „Willie Wonka i fabryka czekolady” (reż. Mel Stuart, 1971), psychodelicznego, uroczo oldskulowego, nie tak komputerowego, jak nakręcony ponad 30 lat później film Burtona. Uwielbiam ten film i taką tartę*! Piękną jak sen o rzece pełnej czekolady i olbrzymich malinach rosnących na jej brzegu. Nic tylko zerwać, zanurzyć i jeść...

Składniki:

Ciasto
175 g mąki pszennej,
50 g kakao,
50 g złocistego cukru trzcinowego,
150 g masła,
3 żółtka,
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego lub łyżka cukru z prawdziwą wanilią.
Ok. 400-500 g malin,
Cukier puder do posypania.



Krem
200 g gorzkiej czekolady (min. 70 proc.),
200 ml śmietanki kremówki (30 proc.),
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego lub 2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią,
75 g masła.


Mąkę przesianą z kakao umieszczamy w misie malaksera, dodajemy cukier i miksujemy do połączenia. Dodajemy pokrojone w kostkę masło, żółtka i ekstrakt waniliowy. Miksujemy krótko, ale dokładnie, do powstania jednolitej kuli ciasta. Zawijamy ją w folię i umieszczamy w lodówce na przynajmniej pół godziny.
Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni i natłuszczamy lekko formę do tarty (24 cm średnicy). Na dno dajemy papier do pieczenia, albo posypujemy je lekko mąką. Schłodzone ciasto wykładamy do formy dość grubą warstwą. Ja kroję je na plastry i umieszczam w formie. Przykrywamy ciasto folią aluminiową, nakłuwamy ją widelcem w kilku miejscach i wysypujemy na wierzch suchą fasolę, groch – by ciasto podczas pieczenia nie spłynęło. Pieczemy w nagrzanym piekarniku 15 minut, po czym usuwamy folię z fasolą i dopiekamy jeszcze ok. 5 minut. Ciasto wyciągamy z piekarnika i odstawiamy do przestudzenia.
Połamaną na kawałki czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej (rondelek z czekoladą nakładamy na drugi – z gotującą się wodą, tak by dno nie dotykało wody). Śmietanę wlewamy do garnuszka i podgrzewamy ją na małym gazie, mieszając, nie dopuszczając, by się zagotowała. Roztopioną, gorącą czekoladę powoli wlewamy do gorącej śmietany, mieszamy delikatnie, dodajemy ekstrakt waniliowy i masło, mieszamy do roztopienia i połączenia się wszystkich składników.
Na przestudzony spód wykładamy gęsto maliny (zachowujemy część do dekoracji), zalewamy kremem czekoladowym, wygładzamy powierzchnię i wkładamy do lodówki na godzinę.
Dekorujemy malinami, posypujemy cukrem pudrem.

PS. Ciasto jest wytrawne, zdecydowanie dla miłośników gorzkiej czekolady. Kto woli słodsze, może dodać ciut więcej cukru do spodu i np. 3 łyżki cukru z wanilią do kremu. Zawsze też można solidnie posypać ciasto cukrem pudrem. A kto chce, może czekoladę gorzką zastąpić czekoladą deserową, albo częściowo – mleczną. Ale wtedy zmieni się nieco konsystencja kremu.

*Przepis pochodzi z książki „Chocolat” Erica Lanlarda (wyd. Mitchell Beazley).




sobota, 8 sierpnia 2015

Balkon Bistro 1/8. Makaron z masłem szałwiowym

Kilka metrów kwadratowych na zewnątrz. Własny kawałek nieba, z koronami drzew i dachami budynków, z ptakami, gwiazdami, zapachem kwiatów. Jest stolik, krzesło, okno z kuchni... Takie małe bistro na balkonie.


Znowu makaron? Tak, dlatego, że znowu upał. Nie chce się gotować nic skomplikowanego, gdy jest tak gorąco. A Włosi – co podkreślam bezustannie – są mistrzami w wymyślaniu prostych i zadziwiająco smacznych potraw.

Szałwia ciągle nie jest zbyt popularna w polskiej kuchni. Kojarzy się bardziej z ziołolecznictwem, niż z dobrą kuchnią. Niesłusznie, bo jej słodkawy aromat, wyjątkowo pięknie komponuje się z rybami, drobiem, jajkami, no i oczywiście z masłem. Dodaję szałwię do masła ziołowego, ale moim ulubionym połączeniem tych dwóch składników jest salsa al burro e salvia*, czyli najprostszy na świecie sos do makaronu, ryżu i do mojej ulubionej wersji leniwych - okraszonych właśnie masłem szałwiowym.

A jeszcze gdy na balkonie tak pięknie rośnie szałwia lawendowa hiszpańska...

Składniki (porcja dla 2-3 osób):
200 g makaronu,
50-70 g masła,
4-5 listków szałwii,
3 łyżki startego, dojrzewającego sera (parmezan, cheddar itp.),
Nieduży kawałek twardego sera z niebieską pleśnią (opcjonalnie),
2 łyżki posiekanej natki pietruszki,
Sól, pieprz.


Makaron gotujemy w osolonej wodzie do stanu al dente. Gdy czas gotowania będzie dobiegał końca, wrzucamy na dużą patelnię masło z listkami szałwii i – na niewielkim ogniu – roztapiamy je, następnie doprowadzamy do fazy „bąbelkowania”. Gotujemy jeszcze około minuty (ciągle na małym gazie, by masło się nie zrumieniło za bardzo).

Odcedzamy makaron zostawiając przy tej okazji odrobinę wody z gotowania. Wrzucamy makaron na patelnię z masłem, dodajemy natkę pietruszki, potrząsamy naczyniem i wykładamy na talerze. Każdą porcję posypujemy serami, doprawiamy pieprzem, ew. solą i podajemy.
Do tego sałatka z pomidorów z cebulą, bazylią i oliwą. Presto, prosto i pysznie.

Uwaga: Kolor makaronu na zdjęciach nie jest zasługą masła szałwiowego. To makaron zabarwiony szpinakiem. :)

*Zmodyfikowałam przepis Gennaro Contaldo z książki „Gennaro’s Easy Italian” (wyd. Headline).




czwartek, 6 sierpnia 2015

Tarta Tatin wiśniowa


To jeszcze jeden wariant mojego ulubionego ciasta ucieranego, sama już nie wiem który. Tym razem wypróbowałam je w tarcie Tatin. Kto chce poczytać skąd się wzięła właśnie taka tarta, może zajrzeć tutaj.
Wiśnie świetnie sprawdzają się w roli „odwracanych” owoców, trzeba tylko odpowiednio je zredukować, bo soku mają mnóstwo. Zasada Tatin jest taka, że musi być pieczona w naczyniu, w którym wcześniej karmelizujemy owoce. Czyli najlepiej jeśli to będzie patelnia z grubszym dnem, wyższym brzegiem i oczywiście bez plastikowych elementów. Poza tym jest to jedno z najłatwiejszych ciast, które w dodatku serwuje ten dodatkowy dreszczyk i radość związane z odwracaniem ciasta. Wyleci? Nie wyleci? Hooop… I jest! Pachnące, słodko-kwaskowe, najlepsze jeszcze odrobinę ciepłe i z dodatkiem lodów waniliowych…

Składniki:
3 jajka,
½ szkl. cukru,
¾ szklanki mąki
4-5 łyżek oleju,
Płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
Łyżeczka wody z kwiatów pomarańczy (bardzo polecam, trudno znaleźć jej zamiennik, ale zawsze można zetrzeć trochę skórki pomarańczowej lub cytrynowej. To jednak nie to samo…),
0,5 - 0,7 kg wiśni (w zależności od wielkości naczynia), albo 0,5 kg wiśni i solidna garść oczyszczonych, czerwonych porzeczek (mają dużo pektyny, więc łatwiej powstaje odpowiednia konsystencja owoców),
5-6 łyżek cukru trzcinowego.


Wydrylowane wiśnie wrzucamy na patelnię o śr. 25 cm, posypujemy je cukrem i umieszczamy najpierw na średnim, a potem na mniejszym ogniu. Nie mieszamy! Cukier ma się stopniowo karmelizować, a sok owoców – redukować. Po ok. 10 minutach owoce powinny być pokryte nie płynem, a syropem. Gdy tak jest – odstawiamy patelnię do lekkiego przestudzenia.
Jajka ucieramy z cukrem na jasną, puszysta masę. Dodajemy stopniowo i ciągle miksując mąkę z proszkiem do pieczenia, następnie olej i wodę z kwiatów pomarańczy.
Włączamy piekarnik.
Wewnętrzny brzeg patelni smarujemy leciutko powstałym, owocowym syropem i „przyklejamy” do niego pasek papieru do pieczenia – dzięki temu ciasto nie przywrze zbytnio. Zalewamy owoce ciastem i wstawiamy do średnio nagrzanego piekarnika (wierzch można posypać dodatkowo płatkami migdałowymi). Pieczemy ok. 30-35 minut w temp. 180 stopni.
Po wyjęciu ciasta z piekarnika czekamy ok. 5 minut, przykładamy do patelni paterę, albo duży talerz i jednym ruchem odwracamy ją do góry nogami. Gdy ciasto nie chce wylecieć można mu odrobinę pomóc łopatką, a owoce, które ewentualnie przywrą, wyjmujemy i układamy na cieście.
Czekamy aż ciasto przestygnie, kroimy je na porcje i do każdej z nich dodajemy lody, albo bitą śmietanę.



poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zapiekanka à la pizza


Najwięcej pomysłów kulinarnych przychodzi mi do głowy w drodze powrotnej z pracy, gdy myślę sobie, co to ja bym zjadła na kolację. Żeby się nie napracować, a żeby było smacznie. Ostatnio z gatunku „lazy&tasty” wymyśliłam (choć pewnie nie ja pierwsza), taką zapiekankę, która trochę udaje pizzę. Już wcześniej wykorzystałam gotowe placki do tortilli do nadspodziewanie udanej potrawy ze szpinakiem, a ponieważ kilka jeszcze zostało, trzeba było coś z nich zrobić. No i bingo!

Składniki:
5-6 placków do tortilli (o śr. 25 cm),
Po łyżce gęstego pesto (najlepiej domowego) na każdy z placków. Jeśli pesto jest „sklepowe” i dość rzadkie, można zagęścić je tartą bułką.
200-250 g mozzarelli,
100 g sera koziego w plastrach,
2 jajka,
½ szklanki mleka,
Puszka pomidorów,
Zioła (świeże, albo suszone) – bazylia, oregano, tymianek, cząber…
2-3 łyżki startego parmezanu (albo innego twardego, dojrzewającego sera),
Oliwa,
Sól i pieprz.


Przygotowujemy okrągłą formę do pieczenia o śr. 25-26 cm. Może być ceramiczna, ale może też to być i taka metalowa do pizzy czy tarty, albo zwykła tortownica. Jeśli forma ma wyjmowane dno, trzeba uszczelnić ją wykładając folią aluminiową i papierem do pieczenia.
Włączamy piekarnik, by się nagrzał do 200 stopni.
Każdy placek pokrywa się pesto rozsmarowując je na całej powierzchni, zwija się w rulon i kroi na ok. 3-centymetrowe kawałki. Wykłada się nimi blaszkę w sposób zademonstrowany na zdjęciu. Powinny pokryć całą formę, ale z niewielkim luzem, bo pęcznieją w trakcie pieczenia.

Jajka roztrzepujemy z mlekiem, odrobinę doprawiamy solą i pieprzem i wylewamy taką mieszaninę na pokrojone placki. Wstawiamy na 10 minut do nagrzanego piekarnika. W międzyczasie wrzucamy na patelnię z odrobiną oliwy zawartość puszki z pomidorami i kroimy mozzarellę. Powstały sos pomidorowy powinien być dość gęsty – trzeba więc, mieszając, redukować jego objętość.
Doprawionym solą i pieprzem sosem, pokrywamy powierzchnię wyjętej z piekarnika zapiekanki, wykładamy na niego mozzarellę i kawałeczki sera koziego, posypujemy ziołami oraz parmezanem i wstawiamy na kolejnych 10 minut do piekarnika.
Przed pokrojeniem i podaniem znów posypujemy ziołami - najlepiej świeżymi. Bardzo, bardzo polecam inne rodzaje bazylii – np. cynamonową, grecką, purpurową, oraz tymianku – cytrynowego, pomarańczowego. Naprawdę się różnią od tradycyjnych i wprowadzają do smaku potraw dodatkowe, wspaniałe nuty.

No nie jest to pizza na chrupiącym, cienkim cieście, nie uda się kawałeczka utrzymać w dłoni, ale powstała bardzo przyjemna jej namiastka, szczególnie jeśli jeszcze mamy dobrą sałatę i wino…

PS. Oczywiście można dodać więcej składników: oliwki, tuńczyka, salami itp. Ale wg mnie taka podstawowa wersja, w której wyczuwa się smak pesto, jest idealna.