czwartek, 19 stycznia 2017

Pożegnanie i podziękowanie

Prawie rok temu marzyłam o tym, żeby z sycylijskich nasionek wyrosły na moim balkonie pomidory. I tak się stało, choć większość krzaków zmarniała i została tylko symboliczna garstka z moich „300 Spartan” z Pachino.

Stało się tak, choć o nie dbałam, starałam się zrobić wszystko, co w mojej mocy, a nawet więcej. I tak samo bywa w życiu, wkładamy w coś całe serce, wydaje nam się, że lepiej nie można, że musi się udać...

To ostatni wpis na moim blogu. Przepraszam jeśli ktoś jest zawiedziony, rozczarowany. Choć wydaje mi się, że lepiej nie mogłam, to jednak czegoś zabrakło, coś sprawiło, że blog przestał sprawiać mi przyjemność. Nie potrafiłam, a może nie chciałam potraktować kuchennej krzątaniny i swojego pisania, jako produktu, który trzeba dobrze sprzedać. W końcu wszystko podlega mechanizmom marketingu - na mniejszą albo większą skalę. Blog miał mi pomóc w trudnym momencie mojego życia, wywiązałam się z obietnicy danej kilku osobom i... wystarczy.
Bardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ponad dwa lata mnie wspierali, dorzucali dobre słowo, udostępniali wpisy. Byliście tym słonecznym światłem, bez którego nic by nie wykiełkowało.
Jestem wdzięczna, ale nie czuję już, że pobudzam apetyt, a nie chcę być letnim, zjadanym bez przekonania daniem.
Trzeba jeść nim ostygnie i wiedzieć kiedy przestać.

Pozostawiam ponad 300 przepisów, mam nadzieję, że z powodu braku mojej aktywności na blogu nie zostaną zablokowane.
Życzę optymizmu i apetytu na życie.
Dziękuję!

ERRATA
Skoro kiedyś wykaz błędów dodawano do wydrukowanych książek, mogę i ja przyznać się w tym miejscu, publicznie, do błędu. Po wielu miesiącach wracam do pisania, gotowania, robienia zdjęć. Błędem było chyba to, że - jak to bywa w moim życiu - poświęciłam się czemuś bez reszty. A ta reszta jest ważna. Dlatego - może będę bywać rzadziej na blogu, ale będę. I mam nadzieję, że nie tylko mi sprawi to przyjemność. :) D.


niedziela, 15 stycznia 2017

Sałatka Kisir* z jabłkiem


Film, o którym sama myśl wywołuje u mnie dreszcze. Niełatwy, kontemplacyjny, niektórzy powiedzą, że nudny i niezrozumiały. Widziałam go wiele razy i ciągle mi mało. „Pewnego razu w Anatolii” (reż. Nuri Bilge Ceylan) - moje ukochane, tureckie kino. Trudno mi zwięźle wytłumaczyć skąd ta fascynacja. A przynajmniej nie jest to miejsce na filmowe dywagacje. W końcu piszę sobie na blogu kulinarnym. :)

Jest w tym filmie scena, w której nocą, z dzikiej jabłoni spada jabłko i toczy się, toczy, toczy... Scena hipnotyzująca, bardzo malarska – jak cały film zresztą. Zobaczyłam ją ostatnio ponownie i zaświtał mi pomysł na własną wersję popularnej w Turcji sałatki, zwanej Kısır. Z jabłkiem.
A właściwie z trzema różnymi jabłkami – granatem, którego francuska nazwa oznacza jabłko z nasionami, pomidorem – zwanym złotym jabłkiem, albo jabłkiem miłości oraz tym najzwyklejszym owocem, którym Ewa kusiła Adama.
Jedzenie to zmysły. Dlatego wiele potraw kojarzę z doznaniami, których doświadczam oglądając filmy, słuchając muzyki, podziwiając sztukę. Na szczęście nie musi nam wszystkim smakować to samo, nie muszą nam podobać się te same filmy, piosenki, książki. W różnorodności siła i uroda.

Składniki (porcja dla 2-3 osób):
100 g kaszy bulgur – ugotowanej zgodnie z przepisem z opakowania (w przypadku drobnoziarnistej – wystarczy ją namoczyć w gorącej wodzie),
1 cebula pokrojona w drobną kostkę,
Łyżeczka koncentratu pomidorowego,
1-2 pomidory obrane ze skórki i drobno posiekane,
Pestki z połówki granatu,
1 łyżka melasy z soku granatów (można ją kupić, ale można też zrobić wg tego przepisu),
2-3 łyżki posiekanej natki pietruszki,
2-3 łyżki posiekanego szczypiorku,
Ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę albo zmiażdżony,
Pół dużego jabłka,
Łyżka soku z cytryny,
Kilka listków świeżej mięty, albo pół łyżeczki suszonej,
Posiekana świeża papryczka chili, albo sproszkowana, ostra – do smaku,
Kmin (nie kminek!) w proszku – płaska łyżeczka.
Oliwa i łyżeczka masła.


Sos
Łyżeczka pasty tahini,
Kilka łyżek oliwy,
Ząbek czosnku – przeciśnięty przez praskę,
Łyżeczka melasy,
Sól i pieprz – do smaku.


Na patelni rozgrzewamy oliwę, dodajemy masło. Wrzucamy pokrojoną cebulę i smażymy na niewielkim ogniu do zeszklenia (kilka minut). Dodajemy koncentrat, mieszamy, dolewamy odrobinę wody. Po kolejnych kilku minutach dokładamy posiekanego pomidora. Mieszamy i dusimy całość kolejnych kilka minut. Można znów podlać niewielką ilością wody.
Połówkę jabłka obieramy, oczyszczamy z nasion i kroimy w drobną kostkę. Łączymy z sokiem z cytryny.
Do warzyw na patelni wsypujemy kaszę bulgur i pokrojone jabłko. Zestawiamy z ognia.
Dodajemy melasę, przyprawy, natkę pietruszki, szczypiorek, czosnek. Mieszamy dokładnie – próbujemy i ewentualnie doprawiamy solą i papryką. Smak powinien byc wyrazisty, słodko-pikantny.
Dodajemy miętę – świeżą, albo suszoną i odstawiamy na chwilę.
Łączymy ze sobą wszystkie składniki sosu.
Wykładamy sałatkę do miski, oblewamy sosem, posypujemy pestkami granatu i odrobiną zieleniny (natka, szczypiorek). Od razu podajemy.

*Kısır – to jest właściwa, turecka pisownia. Zainspirował mnie przepis Yotama Ottolenghi’ego z książki „Plenty” (wyd. Ebury Press).





sobota, 14 stycznia 2017

Melasa z soku granatów


Brzmi jak fanaberia, w dodatku jakaś egzotyczna. A tymczasem - kto raz spróbuje, przepadnie. Rzeczywiście nie jest to europejski wynalazek, najczęściej spotyka się właśnie ten rodzaj melasy (bo są też inne) w kuchni bliskowschodniej, traktowana jest w niej jako rodzaj przyprawy, niezbędnego składnika*.
To jest taka kropka nad „i”, nadająca smakowy szlif, tworząca głębię i bogactwo smaku.

Kupowałam gotową, ale postanowiłam w końcu sama ją zrobić.
Wydaje się to proste, jednakże moje pierwsze podejście skończyło się wyprodukowaniem karmelu - pysznego, ale twardego jak diabli. Zużyłam go z herbatą, okazał się po rozpuszczeniu cudownym, aromatycznym dodatkiem – nawet w niewielkiej ilości.
Za drugim razem byłam już ostrożniejsza, wiedziałam, że samo się nie zrobi i że trzeba ten proces nieco kontrolować.
Wyciskanie soku z pestek jest naprawdę prozaiczne – wykorzystałam do tego wyciskarkę do cytrusów i gazę. To czego nie wydusiła wyciskarka, dokończyły dwie ręce. Pestki przerzuciłam do gazy i przecisnęłam przez nią sok.
I teraz wystarczy tylko w miarę ostrożnie podgrzewać.
Kto będzie zawiedziony ilością powstałej melasy, ten pocieszyć się powinien tym, że ma produkt bez żadnych sztucznych dodatków, absolutnie naturalny, skoncentrowany. W dodatku przepyszny jak rajska ambrozja.

Składniki (na ok. 150 ml melasy):
2 granaty,
Nieco mniej niż pół szklanki cukru trzcinowego,
2 łyżki soku z cytryny.


Granaty kroimy wszerz na połówki i wyciskamy z każdej z nich sok – przy pomocy wyciskarki, albo ręcznie ( sposób z gazą). Powinno powstać ok. 260-280 ml soku. Wlewamy go do rondla z grubszym dnem, wsypujemy cukier i mieszamy podgrzewając na niewielkim ogniu. Gdy cukier się rozpuści, dolewamy sok cytrynowy, zmniejszamy maksymalnie gaz i gotujemy ok. 40-50 minut, mieszając co 10-15 minut. Sok będzie się redukować i zgęstnieje. Pod koniec powinien mieć konsystencję niezbyt gęstego syropu, gdy zanurzymy w nim łyżkę i odwrócimy ją – na spodniej stronie powinna utworzyć się cienka, krzepnąca warstwa.
Przelewamy melasę do słoiczka, studzimy. W lodówce może być przechowywana ok. 5-6 tygodni.
O zastosowaniach melasy przy okazji kolejnego przepisu. Nie pożałujecie. :)

*Do dressingów, marynat, dipów, past warzywnych, dodatek do grillowanych warzyw, napojów koktajli, polewy do lodów...



czwartek, 5 stycznia 2017

Czekoladowa bomba


Nie da się ukryć – kaloryczna. Są wśród was zapewne tacy, którzy popatrzą, przeczytają i pomyślą: „nie dla mnie”. Ale są i tacy, którzy ochoczo wypróbują, bo należą do tych szczęściarzy, co to - albo się nie przejmują kaloriami, albo mogą jeść ile wlezie i nie tyją...
Ja trochę się jednak przejmuję, szczególnie zimą, gdy mniej chce się ruszać z domu.
Ale z drugiej strony wychodzę z założenia, że wystarczy umiar. I jeśli zaprosimy gości i podzielimy tę kaloryczną bombę na nich wszystkich, a potem pośmiejemy się, potańczymy, wyjdziemy na spacer, to spędzimy świetnie czas. A nawet pysznie.
Ciasto (czy też deser – jak kto woli) jest łatwe. Wykorzystujemy ten klasyczny przepis, a dodatkowo przygotowujemy krem i owoce. Mamy teraz sezon na granaty, dlatego idealną dekoracją będą lśniące czerwienią pestki.

Krem
250 g mascarpone,
200 ml śmietanki 30 proc.
1 płaska łyżeczka kawy espresso (rozpuszczalnej)
1 łyżeczka cukru pudru,
2-3 łyżki gotowego kajmaku, takiego z puszki.


Owoce
350-400 g mrożonych owoców leśnych,
2 płaskie łyżeczki mąki ziemniaczanej,
2 łyżki trzcinowego, nierafinowanego cukru.


Do dekoracji
Pestki granatu
Listki mięty, tymianku cytrynowego.


Pieczemy ciasto czekoladowe zgodnie z przepisem. Gdy lekko przestygnie, przygotowujemy krem. Ubijamy przez chwilę śmietanę, gdy zacznie gęstnieć dosypujemy cukier puder. Następnie – ciągle miksując – dodajemy mascarpone i kawę. Mieszamy aż krem stanie się gęsty, a składniki połączą się ze sobą. Dodajemy kajmak, ale nie łączymy z kremem zbyt dokładnie.
Mrożone owoce wsypujemy do rondla razem z cukrem – podgrzewamy je na małym ogniu,od czasu do czasu mieszając - aż utworzą konfiturę. Mąkę ziemniaczaną mieszamy z małą ilością wody i wlewamy do gorących owoców. Mieszamy do momentu zgęstnienia całości. Odstawiamy do wystudzenia.
Tuż przed podaniem ciasta wykładamy na jego środek krem,widelcem wykonujemy kilka ruchów, delikatnie rozprowadzając kajmak. Otaczamy krem owocami. Posypujemy wierzch pestkami granatu i aromatycznymi, zielonymi listkami.
Gotowe!