wtorek, 14 lipca 2020

Kasha Salada, czyli sałatka z kaszą gryczaną


Wakacje to czas nowych doznań, podróży, poznawania ludzi, smakowania chwil i jedzenia.
Ale co zrobić, gdy podróżować można w bardzo ograniczonym stopniu? Z różnych względów, teraz głównie z powodu epidemii koronawirusa obecnej na całym świecie.
Pozostają podróże bardzo bliskie, lokalne, palcem po mapie, okiem po książce, widelcem, albo łyżką po talerzu. Co nie znaczy, że nudne, czasem wręcz ciekawsze niż te w odległe kraje. A czasami uda się pogodzić tęsknotę za dalekim światem z koniecznością poprzestania na tym, co w zasięgu ręki...
Chwil spędzonych w czerwcu nad Bałtykiem, nad brzegiem morza, w umiarkowanym słońcu, z dala od ludzi, z głową zanurzoną w książkach, nie zamieniłabym na przeciskanie się w ciżbie turystów, w upale, w biegu, byle jak najwięcej zobaczyć.
Dzięki J. :) te nadmorskie chwile były w tym roku wyjątkowo miłe, bo poleciła mi moja ulubiona bratowa książkę „Lizbona. Miasto, które przytula” Weroniki Wawrzkowicz-Nasternak i Marty Stacewicz-Paixão. A tam kolory, smaki, ludzie, trochę historii i dużo współczesności miasta, któremu film poświęcił Wim Wenders, a muzyka Madredeus otuliła dźwięczną nostalgią.
Od pierwszego do ostatniego słowa czuje się pod piórem autorek pasję i miłość, miasto, za którym tęskni się jak za człowiekiem, staje się bliskie, choć nigdy się tam nie było. To trochę jak z filmem „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego, wspomnianym zresztą w książce wielokrotnie – tylko tu mapą stają się słowa, a nie dźwięki miasta.
Dałam się poprowadzić i zarazić Lizboną, jest to nieuniknione po tej lekturze. Czy kiedyś tam pojadę? Nie wiem, na razie oddałam swoją tęsknotę kulinarnie. To nie jest kalka, ani bezpośrednie nawiązanie do kuchni portugalskiej (o której wiele się z książki dowiedziałam), raczej impresja i próba pogodzenia smaku polskiego z delikatnym echem Portugalii.
Książkę z serca polecam, podobnie jak ten przepis. Sałatka też może przytulić.
A przy okazji pierwszy zwrot po portugalsku jakiego można się nauczyć: gosto muito de ti (gosztu-muitu-dy-ti), co znaczy zarówno „bardzo cię lubię”, jak i „bardzo mi smakujesz”.

Składniki (porcja dla 2-3 osób):
Puszka ciecierzycy,
Kilka filecików anchois,
Oliwa,
Sok z cytryny,
Szczypta cukru trzcinowego,
Szczypta papryki wędzonej (opcjonalnie),
100 g ugotowanej kaszy,
2 spore pomidory,
Puszka mieszanki różnych gatunków fasoli (albo pół puszki fasoli białej i pół – czerwonej),
Kawałek twardego, wędzonego sera (może być oscypek),
Jedna, średnia szalotka,
Ocet winny albo balsamiczny,
Świeże zioła (oregano, tymianek, koperek, natka pietruszki, szczypiorek),
Sól i pieprz.


Ciecierzycę odcedzamy (płyn można zostawić, by zrobić z niego majonez wegański, albo po prostu dodać do jakiegoś sosu), dwie łyżki cieciorki odkładamy, a resztę blendujemy z filecikami anchois, dwiema łyżkami oliwy, szczyptą cukru i łyżką soku cytryny. Można doprawić do smaku pieprzem i papryką wędzoną.
Kaszę gotujemy odrobinę krócej niż podaje przepis na jej opakowaniu, powinna być sypka i jędrna.
Pomidory sparzamy wrzątkiem, obieramy ze skóry, kroimy na plastry, albo cząstki.
Otwieramy puszkę fasoli, odcedzamy.
Ser kroimy na cienkie plasterki, można też zetrzeć go na grubej tarce.
Szalotkę kroimy w bardzo cienkie piórka, skrapiamy octem winnym i odstawiamy.
Do dużej, ładnej, raczej płytkiej misy, wkładamy pastę z ciecierzycy i anchois. Rozsmarowujemy ją na spodzie (można też na brzegach), na to wsypujemy równomiernie ugotowaną, odcedzoną i przestudzoną kaszę. Posypujemy fasolą i pozostawioną cieciorką. Wykładamy na wierzch pomidory i kawałki sera. Na samą górę dajemy cebulę i zioła. Skrapiamy oliwą i octem, doprawiamy solą i pieprzem. Zjadamy od razu, bez przechowywania raczej.

Świeży, dziarski smak, spod którego przebija delikatna, rybna nuta. Ciekawe, różnorodne konsystencje i struktury, zabawa w miękkie, sypkie, twarde, kolorowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz