niedziela, 1 lipca 2018

Ratafia


Pamiętam taką wódkę ze sklepów PRL-u, miała ciemny kolor, ale nie wiem jak smakowała. Być może wiśniami, bo wg pani Monatowej „ratafia jest to nalewka wiśniowa”, a przygotowuje się ją poprzez połączenie owoców z rozbitymi pestkami wiśni, dodaje się „gwoździki”, spirytus oraz cukier, w proporcji 1 l na 1 funt.
Ale internet i współczesne książki kulinarne mówią, że ratafia to nalewka z różnych, sezonowych owoców i tej wersji będę wierna.
Po pierwszym nastawieniu ratafii okazało się bowiem, że jest niezwykła i jeden tegoroczny słój już się zapełnił.
Co w niej niezwykłego? Smaki wielu rodzajów owoców nie mieszają się chaotycznie, tylko współistnieją harmonijnie, tworząc wysokoprocentowe, perfekcyjne zjawisko. Koneserzy wina potrafią rozdzielać i nazywać nuty smakowe, w ratafii też jest to możliwe.

„Tak smakowało lato 2017 roku” – mogłabym napisać na butelkach, które niedawno zapełniłam, ale i bez tej inskrypcji wracają wszystkie te miłe, słoneczne dni, aromat owoców przynoszonych z warzywniaka, z działek, z parków i ogrodów przyjaciół. Polecam ratafię początkującym „nalewkowiczom” – przygotowanie jest banalnie łatwe, znacznie trudniejsze – wytrzymanie bez degustacji dłużej niż pół roku.

Składniki:
Wszelkie sezonowe owoce: truskawki, czereśnie, porzeczki, maliny, poziomki, wiśnie, agrest, morele, brzoskwinie, gruszki, śliwki.*
Cukier,
Wódka czysta,
Spirytus,
Rum, brandy – opcjonalnie,
Goździki, niewielki kawałek kory cynamonu, skórki cytrusów – opcjonalnie, do wyboru.


Potrzebny jest duży słój, do którego wrzucamy po kolei owoce – w miarę jak dojrzewają, za każdym razem niewielką ilość, np. po solidnej garści, tak by tworzyły kolejne warstwy różnych smaków. Każda porcja owoców przesypywana jest cukrem – taką ilością, by zakryła owoce (umiar jednak wskazany).
Po dosypaniu cukru czekam, aż się on nieco rozpuści i najczęściej kolejnego dnia zalewam owoce z cukrem - wódką, albo spirytusem. Zazwyczaj dolewam naprzemiennie. Zasada jest prosta: płyn ma zakrywać owoce. I tak aż do zapełnienia słoja: owoce, cukier, alkohol. Przy okazji można naczyniem potrząsać, by cukier się szybciej rozpuszczał.
Gdy słój wypełni się w ¾, można - zamiast wódki i spirytusu, dolać rum, albo brandy, dołożyć 2-3 goździki, korę cynamonu, sparzoną skórkę cytrusową. U góry słoja zostawiamy trochę miejsca, bo owoce „pracują” i podnosi się poziom płynu. Zwykle na sam koniec, na wierzch wsypuję też niewielką ilość cukru.
I teraz najtrudniejsze: zakręcamy słój i odstawiamy go w ciemne i w miarę chłodne miejsce, przynajmniej na pół roku, a najlepiej na 10-12 miesięcy. Po tym czasie odcedzamy płyn dokładnie, z wykorzystaniem gęstego sita, albo gazy. Nalew przelewamy do słoja i odstawiamy na 2-3 tygodnie. To jest także ten moment, by – jeśli nalewka wydaje się nam za słaba, dolać do nalewu nieco spirytusu.
Następnie przelewamy gotową ratafię do butelek i wreszcie nadchodzi ta upragniona chwila, gdy wreszcie można wspomnieć jak smakowało lato. W dodatku lato sprzed roku.

* Ale jak to? - zapytacie. Dlaczego nie ma określonych proporcji? Skąd mam wiedzieć ile cukru? Ile wódki? I to jest właśnie wspaniałe - odpowiem. Każda ratafia może być inna, zupełnie jak lato. W końcu nic dwa razy się nie zdarza.

PS. Cudowne w ratafii jest także to, że owoce, które zostają, są przepyszne, każdy napęczniały alkoholem do granic wytrzymałości i – uwaga – dość zdradliwy. Można je zwyczajnie zjeść, ale też upiec pod kruszonką, dodawać do lodów i innych deserów.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz