niedziela, 3 listopada 2019

Łatwa konfitura z pigwy


Przyznaję się do fascynacji pigwą. Jej krzepkim kształtem, rajskim zapachem, cudownym kolorem i niezapomnianym smakiem przetworów z niej.
Drzewko pigwy jest jednym z piękniejszych, szczególnie w maju i czerwcu, gdy obsypują je duże białe, albo bladoróżowe kwiaty. Jesienią ich miejsce zajmują owoce, które nie są smaczne prosto z drzewa, ale zasługują na uwagę, a nawet popularność celebrycką. Bo są zdrowe, mają ogromną ilość pektyn, witamin, składników mineralnych, a przy tym - według mnie – przetworom z pigwy nie dorównuje żadna inna konfitura, dżem, galaretka, czatnej. W przypadku nalewek – pigwówka jest w trójce moich najulubieńszych.

Pigwę często myli się z pigwowcem. Smak i aromat mają dość podobny, ale pigwa jest duża, gruszkowata, a pigwowiec to niewielki, kulisty owoc, rosnący na krzewach, a nie drzewkach.
Pigwa jest jednym z najstarszych znanych owoców. Ponoć to nie jabłkiem, ale właśnie pigwą Ewa kusiła Adama, w starożytności był to owoc poświęcony Afrodycie, symbolizujący płodność i obfitość.
Przetwory z pigwy znane są na całym świecie, chyba żaden inny owoc nie występuje tak demokratycznie, bez względu na strefę klimatyczną. Ameryki, Azja, Europa, Bliski i Daleki Wschód – wszędzie zachwycają się tym niezwykłym pomarańczowym, a nawet czerwonawym kolorem, jaki uzyskuje gotowana dłużej pigwa. W Portugalii mówi się na nią „marmelo”, stąd zapewne wywodzi się marmolada, formowana w owocowy blok, tak zwarty, że nadaje się do krojenia.

Dlaczego więc, choć tyle ochów i achów, pigwa nie zrobiła zawrotnej kariery, a w wielu przydomowych ogródkach owoce wiszą na drzewie tylko dla ozdoby i dla zimowego ptactwa?
Może wynika to z tego, że pigwa nie jest łatwa w obróbce. Twarda, nie poddaje się, trzeba się trochę namęczyć, by ją pokroić i oczyścić. Nie jest to kwestia dostępności, bo bywa w sprzedaży – na targowiskach, w dobrych warzywniakach, ostatnio znalazłam ją nawet w dyskoncie, ale pochodzącą z Hiszpanii. Proponuję jednak skorzystać z krajowych owoców, zdarzyło mi się kupić doskonałe, dolnośląskie pigwy poprzez jeden z internetowych serwisów sprzedażowych.

A co do kłopotu z krojeniem – jest na to sposób. Wypróbowałam go w tym roku i bardzo polecam. Nie trzeba siły, trzeba tylko trochę czasu. Dla pigwy warto go znaleźć.

Konfitura z pigwy
Przygotowujemy duży garnek. Wkładamy do niego tyle owoców pigwy, ile zmieści się w jednej warstwie. UWAGA: owoce pigwy są pokryte kutnerem, meszkiem ochronnym, nim włożymy je do garnka, dokładnie z niego oczyszczamy. Wytnijmy też miejsca problematyczne na skórce i pozostałości kwiatu.
Zalewamy owoce wodą – w ilości takiej, by przykryła owoce. Gotujemy do momentu, aż skórka na owocach zacznie pękać. Dzieje się to dość szybko, choć niektóre potrzebują więcej czasu – można je wyciągać z wody w miarę pękania. Ważne, by nie rozgotować.
„Popękane” owoce studzimy, płyn z ich gotowania pozostawiamy.

Przestudzone owoce obieramy, kroimy, ale skórki i komór nasiennych nie wyrzucamy! Obierki i nasiona wrzucamy z powrotem do wody z wcześniejszego gotowania i znów gotujemy, do momentu, aż płyn uzyska ładną, jasnobursztynową barwę. Wtedy przecedzamy go, resztki owoców wyrzucamy.
Kroimy miąższ pigwy na mniejsze kawałki. Wcześniej trzeba go zważyć, bo dodamy tyle cukru ile wyniesie POŁOWA wagi owoców.
Garnek po gotowaniu owoców dokładnie myjemy. Umieszczamy w nim pokrojone pigwy, zalewamy przecedzonym płynem i dodajemy cukier. Gotujemy całość na niewielkim ogniu, mieszając – częściej w miarę gęstnienia. Przekładamy gorącą konfiturę o pięknym, pomarańczowym kolorze do gorących wyparzonych słoików, zakręcamy wyparzonymi, suchymi zakrętkami i pasteryzujemy w piekarniku nagrzanym do ok. 100 stopni przez 12-15 minut.
Taka konfitura w herbacie, albo na kanapce z serem, zamieni najbardziej ponurą listopadową i zimową szarość poranka w raj na Ziemi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz