niedziela, 29 marca 2020

Jabłecznik Jantar


Sama nie wiem jak określić ten wypiek. Ciastem? Deserem? Deser kojarzy się z czymś, co nie trafia do piekarnika. Niech będzie, że to takie deserowe ciasto.
Było tak: ze trzy razy wypadał mi ostatnio ten przepis nabazgrany na kartce z notesu. Wypadał z książki, którą mam często pod ręką. Aż w końcu pomyślałam – to musi być jakiś znak. Trzeba zrobić. Nie wiem skąd go spisałam, pewnie z jakieś rosyjskojęzycznej strony, wygląda mi bowiem na rosyjski wynalazek na ciężkie czasy. Z niewielkiej ilości bardzo zwyczajnych składników, z dodatkiem odrobiny alkoholu - wszystko miałam w domu, nie musiałam iść do sklepu.

A co do ciężkich czasów... Może kiedyś przeczytam, co napisałam i pomyślę z ulgą, że na całe szczęście mamy to za sobą.
Na razie jestem ciągle w domu, w kraju objętym zakazem wychodzenia na zewnątrz bez naprawdę ważnego powodu, w czasach epidemii, która rozprzestrzenia się na całym świecie. Martwię się o bliskich, boję się przyszłości. I właściwie to gotowanie, wypiekanie, fotografowanie, pisanie, wydaje mi się czymś coraz bardziej absurdalnym. A z drugiej strony – muszę zająć ręce, a przede wszystkim głowę, a szyć nie potrafię, śpiewać też nie, nikogo nie potrafiłabym nauczyć rysować nie tylko online, ale i w realu. Jedyne co umiem, to gotować, piec, chyba też trochę pisać... Może komuś to się przyda, może odpędzi zły nastrój, może ktoś – choć nigdy tego nie robił – upiecze ciasto. I to będzie dobra chwila. Potrzeba jak najwięcej takich, drobiazgi stają się ważne. Tak to czuję. Dlatego zamieszczam kolejny przepis, na osłodę tych gorzkich dni.
Obyśmy mieli niedługo dużo więcej powodów do radości, możliwości spotkań, wspólnego gotowania i spędzania czasu. Tego życzę, przepraszam za dygresję, wracam do tematu.

Z odnalezionego przepisu, z niepozornego składu, powstało coś absolutnie wybitnego. Tak zjawiskowo łączy smak z wyglądem, że aż zapiera dech. Ma w sobie elegancję leguminy (czyli takiego deseru owocowo-mleczno-jajecznego) z początku XX wieku i prostotę szarlotki. I jeszcze ta polewa zastygająca w jakiś cudowny, bursztynowy karmel... No i mam! Właśnie teraz przyszło mi do głowy jak nazwę to „coś”. Jabłecznik. Bursztyn. Jantar. Zatopić się w nim też można, wpaść po uszy jak te wszystkie owady zamknięte w złocistych bryłkach. :)

Składniki (na tortownicę o średnicy 20 cm):
Łyżka koniaku (rumu albo innego mocnego, aromatycznego trunku),
90 ml mleka,
¾ łyżki proszku do pieczenia (ok. 10 g),
150 g brązowego, trzcinowego cukru,
60 g mąki,
4 jabłka średniej wielkości,
3 jajka,
2 łyżki oleju,
2 łyżki masła,
3 łyżki łuskanych orzechów włoskich,
sok z połowy limonki - bardzo polecam!
Opcjonalnie – 2 łyżki płatków migdałowych.


Jabłka obieramy, oczyszczamy. Kroimy na bardzo cienkie plasterki. To ważne, bo właśnie plasterki tworzą wyjątkową strukturę wypieku. Można sobie to ułatwić, jeśli ktoś ma w kuchennym robocie specjalną tarczę z otworami do krojenia warzyw i owoców na cienkie plastry. Skrapiamy jabłka sokiem limonki - ich smak staje się lekko... gruszkowy, sok przełamuje też słodycz gotowego wypieku.
2 całe jajka (jedno zostaje na później) ubijamy z połową cukru – na lekką, delikatną piankę. Dodajemy do niej przesianą mąkę i proszek do pieczenia, dolewamy olej, mleko i koniak.Mieszamy – można przy pomocy miksera, ale krótko. Pokrojone jabłka dodajemy do rzadkiego ciasta, mieszamy delikatnie, przy pomocy łopatki, by plasterki się nie rozpadły. WAŻNE: jeśli jabłka mają sporo soku, to trzeba je delikatnie z niego odcisnąć.
Nagrzewamy piekarnik do temp. 200 stopni. Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy do niej jabłkowe ciasto. Wkładamy do nagrzanego piekarnika, pieczemy 30 minut.
Pod koniec tego czasu roztapiamy dwie łyżki masła, studzimy lekko, dodajemy do niego drugą połowę cukru, mieszamy. Dodajemy jajko i znów dokładnie mieszamy. Powinna powstać gęsta emulsja (cukier nie musi się rozpuścić). Wyciągamy ciasto z piekarnika i polewamy jego wierzch powstałą mieszaniną, posypujemy orzechami i płatkami migdałowymi. Wstawiamy znów do piekarnika – na ok. 12 -13 minut.
Wyjmujemy, całkowicie studzimy. Przed podaniem można wierzch oprószyć lekko cukrem pudrem (kto lubi – zmiesza z cynamonem).
Po przekrojeniu ukaże się wspaniałe, warstwowe, cudownie delikatne wnętrze.









2 komentarze: