Kiedyś czekałam w napięciu na sygnał mojej ukochanej audycji
radiowej i głos Piotra Kaczkowskiego, który zawsze zaczynał ją tak samo: „Minimax,
minimum słów, maximum muzyki”. A ponieważ czasu przed świętami mało, więc i u
mnie słów będzie tylko tyle, ile trzeba, a smak tych ciastek jest – uwierzcie mi
– jak najpiękniejsze, świąteczne dźwięki.
Komuś mogą się te kruche cuda skojarzyć z Cranberry Noel, znanymi i lubianymi – sądząc po statystykach mojego bloga – ciasteczkami. Są trochę podobne, ale w tych nowszych nie ma orzechów i nie obtacza się ich w wiórkach kokosowych. Są też większe, bardziej aromatyczne i maślane. Obawiam się, że w moim przypadku zajmą na podium miejsce tych wcześniejszych…
Składniki (na ok. 40-50 ciastek, w zależności od wielkości):
220 g miękkiego masła,
100 g drobnego cukru (można zwykły cukier rozdrobnić przy
pomocy malaksera, czy food procesora),
270 g mąki,
Skórka otarta z jednej, większej pomarańczy,
Wanilia w postaci ekstraktu (1 łyżeczka), esencji (kilka
kropli), cukru z prawdziwą wanilią (łyżeczka),
Mały kubek, albo ¾ szklanki suszonej żurawiny.
Żurawinę zalewamy gorącą wodą, odstawiamy na 20-30 minut, odcedzamy i osuszamy (np. przy pomocy ręcznika papierowego).
Masło, cukier i skórkę wrzucamy do misy malaksera, albo
miksera i miksujemy aż powstanie w miarę jednorodna konsystencja.
Dosypujemy mąkę, dodajemy wanilię i miksujemy krótko, pulsacyjnie
– w malakserze, albo jak najkrócej przy pomocy miksera. Powinno się wszystko ze
sobą w miarę połączyć, dokładniej zagnieciemy już rękami.
Jeśli macie malakser, czy też food procesor, a więc takie
urządzenie z nożykiem w kształcie litery „S” wewnątrz, nie trzeba rozdrabniać
żurawiny. Po prostu ją wrzucamy i krótko miksujemy z resztą.
A jeśli macie mikser ze standardową ubijaczką, trzeba
pokroić (niezbyt drobno) żurawinę i dorzucić ją do miski. No i zmiksować – byle
krótko.
Ciasto wyjmujemy na stolnicę i ugniatamy je, by powstała
zwarta bryła. Również jak najkrócej, tylko do momentu połączenia wszystkich
okruchów w całość.
Formujemy wałek, powinien być dość gruby – mój miał ok. 5 cm
średnicy. Zawijamy go ciasno w folię spożywczą i odkładamy w chłodne miejsce na
minimum 3-4 godziny, a najlepiej na całą noc.
Potem odwijamy twarde ciasto i kroimy je ostrym nożem na
krążki o grubości ciut mniejszej niż 1 cm. Ważne, by kroić równo, cieńsze
krążki szybciej się upieką i mogą być zbyt twarde.
Choć nie ma tu spulchniacza, ciastka w trakcie pieczenia
stają się odrobinę większe, dlatego trzeba na blasze wyłożonej papierem do
pieczenia układać je w odległości ok. 2 cm od siebie. Ciastka zajęły mi dwie
duże blachy.
Piekarnik nastawiamy na temp. 190 stopni i wkładamy blachy
do nagrzanego. Można piec dwie blachy jednocześnie – przy sprawnym, dobrze
działającym termoobiegu (z termoobiegiem -
w temp. 180 stopni).
Czas pieczenia to 11-14 minut, ale pamiętajcie, że mniejsze
ciastka mogą upiec się szybciej. Trzeba nadzorować wypiek, choć akurat w tym
przypadku ciastka będą dość blade, mogą się tylko delikatnie przyrumienić.
Po upieczeniu czekamy kilka minut i przekładamy ciastka do
przestudzenia na metalową kratkę.
Ciastka są przepyszne, zniewalająco pachną pomarańczami i
masłem, kruche w sam raz, wprost rozpływają się w ustach. Jedne z lepszych,
jakie upiekłam i jadłam.
*Zainspirował mnie przepis ze strony
thewievfromgreatisland.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz