Dwa przepisy w jednym wpisie? Czemu nie, zdarzało się ich
nawet więcej. A wszystko z powodu resztki farszu. Bo, gdy już nie było co
nafaszerować, pojawił się pomysł, by końcówkę wykorzystać do sałatki. I to był bardzo
dobry pomysł.
Ale od początku: mam możliwość kupowania buraków ze wsi, w
pęczkach, a właściwie w pękach, razem z liśćmi. I te liście bywają bardzo
piękne, w sam raz na… gołąbki. Jeśli nie macie dostępu do takich liści,
faszerujcie co tam można: młode cukinie, patisony, bakłażany, pomidory,
paprykę, kapustę, a może liście winorośli – jak w Grecji?
Przy burakach zasada jest taka, jak przy klasycznych
gołąbkach. Liście trzeba podgotować, a właściwie zanurzyć we wrzątku, czyli
zblanszować. Potem zawija się w nie farsz i zapieka, albo zagotowuje. Ale ten
farsz to farsz nad farszami, prawdziwy sztos. Ledwo się powstrzymałam, by nie
wyjeść go wprost z patelni. I – możecie mi wierzyć – mięsne nadzienie niech się
schowa.
Te malutkie cuda w liściach buraków, to może być także
przekąska, najlepsze są bowiem wystudzone. Nic tylko zanurzyć je w jakimś
dipie, sosie i tak na raz – siup! Niniejszym bowiem ogłaszam, że znane
przysłowie czasem mija się z prawdą. TE pieczone gołąbki lecą same do
gąbki.
Najpierw więc przepis na nie.
Składniki (skromna porcja dla dwóch, albo spora dla jednej,
bardzo łakomej osoby):
Kilkanaście liści buraków (im więcej tym lepiej),
2-3 pomidory średniej wielkości.
Farsz
Cebula czerwona (średniej wielkości),
Garść wiśni wydrylowanych,
10-12 suszonych owoców (wiśnie, żurawina),
Pół standardowej kostki tofu (wędzonego, albo w chili),
Woreczek (100 g) ugotowanej kaszy gryczanej palonej,
Jedna kaszanka wegańska (do kupienia w obydwu znanych
dyskontach),
Przyprawy - chili w płatkach, papryka wędzona, majeranek,
sól i pieprz,
Sos sojowy,
Płatki drożdżowe (opcjonalnie),
Olej albo oliwa.
Zagotowujemy w rondlu wodę, wrzucamy partiami oczyszczone z
łodyg liście buraków. Po minucie wyjmujemy, przekładamy na sito (można je
wyłożyć ręcznikiem papierowym).
Cebulę kroimy w kostkę, wrzucamy na patelnię z łyżką oleju,
smażymy do zeszklenia, mieszając.
Dokładamy do cebuli wydrylowane wiśnie i suszone owoce.
Dusimy razem, mieszamy. Po ok. 5 minutach wsypujemy kaszę i przyprawy, mieszamy
do połączenia, dodajemy pokrojone drobno tofu. Doprawiamy sosem sojowym,
płatkami drożdżowymi, jeśli trzeba – solą, pieprzem, chili i papryką. Próbujemy
– smak powinien być mocny, wyrazisty, pikantny. Z kaszanki zdejmujemy osłonkę i
dodajemy wnętrze do farszu, mieszamy. Dzięki niej farsz zrobi się bardziej
spójny.
Na dłoni układamy liść, kładziemy na niego ok. łyżki farszu,
zawijamy ściśle. Jeśli liście są podziurawione, można kłaść jeden na drugi i
zawijać gołąbki podwójnie (po to potrzeba jak najwięcej liści). Układamy
gołąbki w niedużym naczyniu żaroodpornym, powinny do siebie przylegać.
Z pomidorów odcinamy ich wierzchy, usuwamy miąższ ze środka
– do miseczki, bo się przyda. Pomidory też napełniamy farszem, przykrywamy
wierzchem i układamy w tym samym naczyniu. Miąższ pomidorowy siekamy nożem i
oblewamy nim gołąbki i pomidory. Posypujemy całość ziołami (np. prowansalskimi
albo do pizzy), skrapiamy oliwą.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do temp. 190 stopni – ok.
30-35 minut.
Podajemy np. z dipem czosnkowym albo z tzatziki. Z łodyg
buraczków można zrobić sos, dusząc je i przecierając, z dodatkiem czosnku.
Świeże zioła, koperek, natka pietruszki - mile widziane.
Ale, zaraz – zostało jeszcze troszkę farszu. Co z nim
zrobić? Zawsze można zjeść od razu, albo trochę poczekać i zjeść w postaci
bardziej oryginalnej.
W „Jadłonomii po polsku” Marta Dymek proponuje przepis na
fasolkę szparagową ze szpinakiem i malinami. Wszystko to miałam, a na spód
miski postanowiłam wsypać resztę farszu.
Do tego:
30 sztuk fasolki szparagowej (najlepiej odmiany bez łyka,
albo po prostu młodej),
2 łyżki ziaren słonecznika (w oryginalnym przepisie są
pestki dyni, ale bardziej pasuje mi tu słonecznik),
Spora garść liści szpinaku,
Garść jak najświeższych malin.
Sos
2 łyżki oliwy,
Pół łyżki octu jabłkowego albo winnego,
¼ łyżeczki musztardy,
Pół łyżeczki płynnego miodu,
Pół łyżeczki wody,
sól i pieprz.
Fasolkę gotujemy w osolonej wodzie – ok. 10-12 minut
(autorka sugeruje 6-8 minut gotowania, ale moja fasolka była po tym czasie zbyt
twarda). Powinna być jędrna, nierozgotowana.
Ugotowaną odcedzamy i schładzamy od razu zimną wodą.
Słonecznik prażymy na patelni.
W miseczce mieszamy wszystkie składniki sosu.
Na farszu z kaszy układamy liście szpinaku, wsypujemy przestudzoną
i pokrojoną na mniejsze kawałki fasolkę oraz maliny. Oblewamy sosem i
posypujemy ziarnami słonecznika.
O rany, jakie to ciekawe w smaku, jakie dobre! Latem,
zamiast obiadu, albo na kolację, z lampką jakiegoś delikatnego, białego wina. Można
sobie zrobić prawdziwą ucztę z dwóch dań.
Wypróbujcie! Cieszcie się sezonem owocowo-warzywnym i latem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz