wtorek, 13 października 2015

Pachino, czyli pomidorowa cosa nostra


Ta garść malutkich, przepięknych i pysznych pomidorków, stała się dobrym pretekstem, by przypomnieć historię Giny, jej męża Fabio, a przede wszystkim przepis na sycylijską caponatę.

Kilka lat temu media poruszyła afera dotycząca koktajlowych pomidorów z Pachino, która wywołała odzew na szczeblu parlamentu włoskiego i rządu Silvio Berlusconiego. Znany włoski dziennikarz w popularnym programie publicznej telewizji nawoływał do bojkotu tychże warzyw, przypominając wcześniejszą tezę krajowego prokuratora ds. mafii, jakoby ich produkcja i dystrybucja była w rękach sycylijskiej, przestępczej organizacji. Bo napęczniałe słodyczą pomidorki, wyhodowane w słońcu wyspy, transportowane są na ogromny targ w Fondi i wracają – już zapakowane – z powrotem do handlu detalicznego na Sycylię. A cały, niemały zysk z tego procederu zgarnia ponoć kontrolująca każdy etap, sycylijska cosa nostra. No i się zaczęło! Odezwali się producenci, ministerstwa ochrony środowiska i rolnictwa – wszyscy oburzeni oskarżeniami. Na czym w końcu stanęło – nie wiem, ale to zdaje się jakiś włoski koloryt, bo co jakiś czas słyszy się o podróbkach włoskich serów, fałszowaniu oliwy, kradzieżach oliwek. Ale mafia pomidorkowa? Wyobrażacie sobie Michaela Corleone o twarzy Ala Pacino jak dobija targu w sprawie dostawy pomidorów?

A o tym, że jest o co walczyć przekonałam się rok temu, gdy dostałam znakomite suszone pomidory z Pachino. Przyczyniły się do opublikowania przepisu na caponatę Giny i wróciły do mnie nieoczekiwanie w postaci kolejnego pokolenia, wyhodowanego z tych „sycylijskich”, wyrosłego bujnie we wrocławskim ogrodzie (R. – dziękuję! :)). I oto teraz patroszę ich porcję z nasion, z nadzieją na przyszłoroczny, balkonowy plon.

Dołączam do „mafii”, jednak bez oczekiwań na wielki zysk, za to z nadzieją na wspaniały gąszcz krzaczków i obfitość pomidorowego smaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz