poniedziałek, 30 października 2017
Śniadanie doskonałe po krakowsku, czyli pasta jajeczna
W tym roku - dopiero w tym roku! – odkryłam krakowską „Jajownię”, przycupniętą gdzieś na skraju Kazimierza, w pobliżu synagog i słynnej Szerokiej, przy równie malowniczej, co jej nazwa, ulicy Dajwór. I od tej pory kocham Kraków jeszcze bardziej, jeszcze mocniej za nim tęsknię, całą siłą mojej mieszczańsko-cyganeryjnej duszy.
Pędziłam tam co tchu, by rankiem, tuż po otwarciu, w bezpretensjonalnym "kurzym" otoczeniu zjeść śniadanie doskonałe, napić się pysznej kawy i soku. Życzliwa, przesympatyczna obsługa, nierozbudowane menu i ten świat krakowski za oknem, czekający z otwartymi ramionami aż porządnie zjem i rzucę się w jego objęcia jeszcze raz... I to jest dla mnie cała tajemnica, cały magnetyzm śniadaniowego miejsca. Świeże, dobrej jakości składniki, proste menu, fajni ludzie i obietnica interesującego dnia.
Do wyboru: jajecznica ze wskazanej ilości jaj, szakszuka (szkoda, że nie podawana w patelence, w której się ją przygotowuje) i przepyszne kanapki z pastą jajeczną – na chlebie, lub obwarzanku, z przeróżnymi dodatkami. Najczęściej wybierałam wersję ze śledziem, albo z kiwi.
Nie usiłuję rozgryźć receptury na doskonałą pastę jajeczną, odtworzyłam ją trochę po swojemu. Za to patent z kiwi posypanym pieprzem – nie ukrywam – zgapiłam z „Jajowni”. Tylko kiwi musi być twarde i kwaskowe.
I to jest teraz za każdym razem maleńki powrót do Krakowa, zakamarków Kazimierza i mojej mekki na Podgórzu, do miejsc, które mi się śnią i łopoczą w sercu melancholią jak piosenka Marka Grechuty i Myslovitz. „Widzę cię, tak wiem...”.
Stop. Schodzę na ziemię. Smaruję kanapkę.
PS. Awokado z grillowanym pomidorem, oliwą, czosnkiem i ziołami uwielbiam, nigdy go sobie nie odmówię, nie mam wyrzutów sumienia, że to nie narodowy, swojski ziemniak. Stop.
Pasta jajeczna (porcja na dwa kilkuosobowe śniadania):
6 jaj (wolny wybieg!) ugotowanych na twardo,
3 płaskie łyżki majonezu,
Sól i pieprz – do smaku,
Dwie porządne szczypty cukru pudru,
Łyżeczka ziarnistej musztardy.
Wrzucam wszystko do malaksera i miksuję na gładką (chyba, że ktoś woli mniej) – pastę.
Smaruję świeży, ciemny chleb i układam dodatki: śledzika, albo kiwi (pieprz obowiązkowo), oliwki, kapary, paprykę grillowaną, pieczarki/grzybki marynowane, ogórka i co tam jeszcze lubicie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz