niedziela, 21 sierpnia 2016

Krumkake, czyli przepis na wafle. Cz. 2


Waflownica przygotowana, przepisy znalezione w internetach polskich i zagranicznych.
Dwie pierwsze receptury okazały się porażką, kilka innych odstręczyło mnie ilością tłuszczu, cukru i proszkiem do pieczenia... Chciałam, żeby przepis był prosty, a efekt – może nie tak spektakularny jak słynne oblaty karlsbadzkie (ktoś z was jadł?), ale choć odrobinę urodą i smakiem podobne.
Ale zanim podam przepis - wg mnie - idealny, słów kilka o technologii.
Sprzęt, który kupiłam jest stary i nadaje się do wykorzystywania tylko na tradycyjnych kuchenkach gazowych. Jeśli ktoś ma inne płyty kuchenne, niestety musi zaopatrzyć się w elektryczny sprzęt do robienia wafli. I wtedy będzie musiał dostosować przepis do swojej waflownicy.
Oprócz ciasta, trzeba przygotować zabierając się za tradycyjną, dawną metodę, porządną łapkę kuchenną, miseczkę z odrobiną oleju i pędzel do smarowania, drewnianą łopatkę do zdejmowania wafli i niewielką chochelkę. Oraz siłę i cierpliwość.

Uwaga – to urządzenie uzależnia.
Ja kompletnie oszalałam na punkcie norweskiego starocia. Wypiek wafli jest czymś niesamowicie przyjemnym, choć dość długo trwa, a do dźwigania żeliwa trzeba mieć siłę.
Powstaje coś jedynego w swoim rodzaju, każdy wafelek ma swoją historię, to nie maszyna działa, tylko człowiek, który - a to nałoży za dużo ciasta, a to przytrzyma za długo na ogniu, a to skubnie koronkowy brzeg , bo przecież trudno mu się oprzeć... W ciągu godziny powstanie spory stosik wafli. Nie zmieniają swojej konsystencji, po tygodniu są równie pyszne jak w dzień wypieku. Pachną obłędnie, są odpowiednio twarde i w sam raz kruche, nie rozpadają się na mnóstwo kawałeczków, chrupią przyjemnie, nie rozmiękają za szybko, gdy nałoży się na nie owoce, jogurt, bitą śmietanę, lody...
I choć w sklepach znajdziecie różne wafle, również i takie, które producent nazywa „oblatami”, to jednak takich jak te nie ma nigdzie. Kojarzą mi się z elfickimi lembasami, znanymi z „Władcy Pierścieni” Tolkiena, może trochę za sprawą tego wyjątkowo ładnego wzoru odciskającego się na każdym wafelku. W dodatku mogą pełnić podobną rolę, bo podobnie jak Frodo i Sam, zabrałam je ze sobą w podróż i naprawdę się przydały.

A skąd przepis? A od pani Monatowej, z książki sprzed ponad stu lat, o której pisałam tutaj.

Coś mnie tknęło, by do niej zajrzeć i udało się wśród setek pożółkłych i rozsypujących się kartek znaleźć tę właściwą. Autorka nazywa wafle andrutami, natomiast nazwę wafli zarezerwowała dla czegoś, co wygląda mi na gofry... W każdym razie przełożywszy litry i funty na bliższe nam jednostki, przepis przetestowałam i efekt bardzo mnie uradował.
Z proporcji podanej przez Marię Monatową wyjdzie pewnie z 65-70 wafli w mojej waflownicy, dlatego podaję wersję zmniejszoną i odrobinkę „podrasowaną”.

I namawiam bardzo do domowego waflowania. :)







Składniki (na 18-20 wafli o średnicy 12-14 cm):

Szklanka mąki + 3 łyżki (mieszam pół na pół zwykłą z orkiszową typu 700),
Szklanka mleka (mieszam zwykłe mleko z migdałowym, albo ryżowym – również po połowie),
30 g cukru (może być trzcinowy),
1 żółtko,
Odrobina roztopionego masła, albo oleju kokosowego (1/2 -1 łyżeczka),
Pół płaskiej łyżeczki mielonego kardamonu.


Mąkę przesiewamy. Mieszamy wszystkie składniki ze sobą przy pomocy miksera. Powstanie ciasto podobne do naleśnikowego, ale gęstsze. W międzyczasie włączamy gaz i na mały palnik kładziemy waflownicę. Powinna porządnie się nagrzać z jednej i z drugiej strony – dłoń ułożona kilka centymetrów nad powierzchnią powinna odczuwać mocne ciepło. Mały palnik jest wskazany – może i trwa to dłużej, ale wafle powstają w sam raz, trudniej je przypalić.
Warto wyłożyć wcześniej kuchenkę folią aluminiową, uniknie się czyszczenia jej z pozostałości po cieście. Smarujemy obydwie płaszczyzny delikatnie olejem (można co jakiś czas powtarzać tę czynność). Nabieramy niewielką ilość ciasta (w moim przypadku jest to pół małej chochelki) i wlewamy je na środek jednej z części. Przykrywamy górną częścią i opiekamy ok. pół minuty, potem przewracamy na kolejne pół minuty na drugą stronę. Przekładanie waflownicy będzie łatwiejsze, gdy przy pomocy łapki chwycimy ją jedną dłonią u nasady, przytrzymując drugą dłonią uchwyt.
Gotowe wafelki zdejmujemy drewnianą łopatką i układamy na talerzu.
Na razie nie eksperymentuję, muszę się nacieszyć tym przepisem, ale przyjdzie pewnie czas na wafle z innej niż pszenna mąki, z dodatkiem przypraw, wytrawne zamiast słodkich...




2 komentarze:

  1. Swietny przepis jutro pierwsze kroki w pieczeniu dzieki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że przepis się sprawdził. :)

      Usuń