niedziela, 10 maja 2015

Krótka historia o balkonie

Nie miałam serca do tego balkonu. Przez lata służył jako przechowalnia rowerów (począwszy od czterech po jeden) i niepotrzebnych gratów. „Zrób coś z tym balkonem, będziemy miały gdzie pić kawę” – to był bodziec od przyjaciółki. A potem znalazłam krzesło, które ktoś wyrzucił. Dołączyło do jeszcze jednego, znalezionego wcześniej. Dom obrastał w rzeczy, które domagały się drugiego, dobrego życia. Trudno – zamiast wakacji będzie remont – postanowiłam.
Wahałam się między balkonem a kuchnią, zwyciężył stojący odłogiem, zagracony balkon. Jego atutem był i jest piękny widok na ogródki i względny spokój, zakłócany co prawda przez hałaśliwe kosiarki, ale i tak niczego sobie. Bez oczu sąsiadów, z księżycem dającym zjawiskowy show i miejscem na kameralną imprezę.
Kształt kwadratu, powierzchnia ok. 5 m kw., kuchenne okno wychodzące na balkon, niemal całkowite zadaszenie. I słońce – intensywne jedynie do południa, mało dokuczliwe.
Jeden dzień poświęciłam na krzesło i sprzątanie balkonu. Krzesło dało mi w kość, choć wcześniej odnawiałam już meble. Szlifowanie było trudne, a pierwsza warstwa położonego, półmatowego rzekomo, białego lakieru rozczarowała - krzesło świeciło się okropnie, lakier był też zbyt transparentny. Trzeba go było zeszlifować :(. Kupiłam inną farbę, kolor „Biały Pieprz”, efekt rewelacyjny.

















Opróżniony i wyczyszczony balkon wyglądał w dzień remontu tak:


Zainwestowałam w podłogę drewnianą, którą po sezonie się zdejmuje, w dobre farby, kupiłam nowe doniczki, baldachim, lampiony na baterie słoneczne, kwiaty, kratki do pnączy. Koszt – łącznie z robocizną, zamknął się w ok. tysiącu złotych. Sama mogłabym pewnie pomalować, ale już przyciąć płytek do kształtu balkonu nie dałabym rady. Zabrakło niewielkiej ilości płytek – czeka mnie więc jeszcze zakup kawałka sztucznej trawy – będzie w sam raz, by odpływ działał jak należy, poza tym zabrakło akurat na ten kawałek bez dachu, najbardziej narażony na deszcz.
I po tylu latach odzyskałam balkon. Nie będzie na nim prania, ani rowerów. Będzie muzyka, książki, wino, przyjaciele. No i świetne jedzenie oczywiście. Inaczej nie pisałabym o balkonie na blogu – jakby nie było – kulinarnym. :)

Sezon balkonowy uważam za otwarty!


2 komentarze:

  1. Pięknie !!!! Gratuluję efektu :)
    Moje dwa balkony robię etapami. W zeszłym roku efekt był taki, że jak już wszystko obsadziłam i poszyłam to sezon się skończył... W tym roku mam zamiar być szybsza niż przemijające lato.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Aniu! :-) I powodzenia!

    OdpowiedzUsuń