piątek, 4 lipca 2014

Consumela. Opowieść kulinarna cz. 5

Ten odcinek jest ostatnią częścią napisaną kiedyś. Następne będą – mam nadzieję – dopiero powstawać.

To nie był dobry dzień. Zaczął się od czyszczenia patelni po pozostałościach omletu, który się z niewiadomych przyczyn nie chciał przewrócić na drugą stronę.
Consumela zadumała się nad patelnią, nabierającą z minuty na minutę blasku.
„Czy już nic mi się nie uda ugotować, czy też to wina jajek nie spełniających zapewne norm Unii Europejskiej?*” - myślała. Z odrętwienia wyrwało ją odbicie twarzy Antonia w błyszczącej patelni, dziewczyna krzyknęła, patelnia spadła na podłogę. Hałas metalu uderzającego w kamienną posadzkę nie był w stanie zagłuszyć łkania biedaczki. Ukochanego widziała wszędzie - nawet jędrność makaronu ugotowanego “al dente” przyprawiała ją o utratę zmysłów.
- Dość!!! Czas pomyśleć o kimś kto mnie naprawdę kocha!
Ale trudno było w pamięci znaleźć Consumeli mężczyznę, który wielbiłby ją li tylko za smukłą talię, krucze włosy, pierś bujną i falującą, elegancję ruchów i bystrość umysłu. Wszyscy oczekiwali od niej jedynie strzelistych porów zapiekanych pod beszamelem, błyszczących głębokim fioletem grillowanych bakłażanów i piersi indyczych zdobnych rodzynkami...

Lecz – tak, tak! Był ktoś, kto zjadłby z jej ręki nawet owsiankę na wodzie, okraszając ją bezinteresownie dobrym słowem. Dziadek Rodrigo! Ukochany dziadek, którego strzała Amora trafiła nieszczęśliwie we wczesnej młodości, a który to w nielicznych przerwach pomiędzy atakami melancholii dochował się trójki dzieci. Gdy wnuczka proponowała mu kawał pieczystego, brał ją za rękę, patrzył w twarz i szeptał: “te oczy, te oczy...”. Nigdy nie domagał się ani mięsiw, ani sałatek, czy zup, ale Consumela wiedziała czym sprawi mu przyjemność.
Narzuciła w pośpiechu sweter, puściła się pędem przez ulice, niewiele brakowało a potrąciłby ją samochód, w którym – choć może to tylko się jej zdawało – zobaczyła roześmianego Antonia.
Na szczęście udało się jej zdążyć na autobus. Na drugim końcu miasta był maleńki sklepik z cudacznymi przysmakami, jego właścicielka mówiła z dziwnym, obcym zaśpiewem. Niektóre słowa: kaszanka, kiełbasa, słonina brzmiały miękko, a niektóre całkiem swojsko: salceson, krupy gryczane, tatar. - Una kashanka, por favor! – poprosiła Consumela.

Wróciła do domu z zawiniątkiem, sprawdziła czy dziadek jest w domu. Po chwili na wyszorowanej patelni wylądowały ciemne krążki poprzetykane drobinkami kaszy. Na drugiej patelni zaskwierczał tłuszcz i piórka cebuli nabierały na nim złotej miękkości. Gdy zapach stał się intensywniejszy Consumela usłyszała ciche kroki na schodach. Szybko obrała aromatyczne, kruche jabłko, pokroiła je na cieniutkie plasterki, podobny los spotkał duży ząbek czosnku. Cebulę wyłożyła na kaszankę, na wierzch położyła pokrojone jabłko i czosnek, posypała wszystko majerankiem i pieprzem. Zmniejszyła ogień, przykryła patelnię pokrywką i czekała, aż krwista kaszanka połączy się z sokiem jabłka, aromatem czosnku i cebuli, goryczką majeranku, korzenną ostrością pieprzu.
Wzruszony dziadek Rodrigo stał już przy drzwiach kuchni.

Gdy wyławiał chlebem z talerza resztki przysmaku, a potem nieco zasapany i zarumieniony wspominał z rozmarzeniem Elenę z dalekiego kraju (“te oczy, te oczy...”), Consumela rozpamiętywała swoje uczucie do Antonia. „Moja miłość jest jak ta kaszanka - bujna, soczysta, napęczniała od aromatów i doprawiona goryczą”. Znów usłyszała silnik samochodu, który zawarczał jak “rrr” w ustach Antonia. Ale podobnie jak wiarołomny kochanek, pojazd tylko nadymił, pohałasował i pojechał dalej.




Cdn. D.

*Kilkanaście lat temu to był gorący temat. Tym bardziej, że gdy to pisałam Polska nie była jeszcze członkiem UE…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz