środa, 4 lutego 2015

Carina, czyli gdy się nie ma co się lubi...


Obiecałam, że zanim opiszę pracę Cariny, to najpierw ją trochę przetestuję. I po dwóch tygodniach już wiem, że dobrze zainwestowałam :).
Ale na początek kilka słów wyjaśnienia: to nie jest tekst reklamowy, nie dostałam tego sprzętu do przetestowania, w desperacji postanowiłam kupić sobie mikser, bo dużo piekę, a mój poprzedni sprzęt już nie nadążał...
Desperacja się powiększyła, gdy zobaczyłam ceny interesujących mnie urządzeń. Przyznaję od razu, że wolałabym coś bardziej markowego : Kenwooda, Kitchen Aida, Boscha. Ale nawet mając pieniądze nie zapłaciłabym za mikser tak kosmicznych, wygórowanych kwot! Trudno mi zrozumieć dlaczego w Polsce te urządzenia kosztują tyle samo, albo i więcej niż w UK czy USA, w końcu tutaj zarabia się wielokrotnie mniej! Ale nie będę tego roztrząsać, bo zbyt wielu dziedzin dotyczy taka rozbieżność.
Dlaczego zdecydowałam się na nieznaną w Polsce markę? Poczytałam o niej co nieco na forach zagranicznych – opinie były pozytywne. Podobnie jak o niemieckim sprzedawcy tych mikserów.
Nie potrzebny był mi wielofunkcyjny robot, bo mam malakser. Postawiłam na urządzenie z podstawowymi funkcjami i osprzętem. Moja Carina ma trzy mieszadła – do ubijania piany, mieszania ciasta i hak do wyrabiania ciasta. Oprócz tego metalową, 4-litrową misę oraz plastikową osłonę na nią, 6 poziomów prędkości i moc 800 W. Zapłaciłam 355 zł plus 20 zł za wysyłkę. Dla porównania – najprostszy, klasyczny mikser Kitchen Aid ma takie same elementy, odrobinę większą misę, za to moc 275-300 W!!! Bardzo małą, a jeśli ktoś twierdzi, że wcale nie jest potrzebna większa, to chyba rzadko korzysta z miksera... No i tzw. "Kiciuś" kosztuje w tej najprostszej wersji 1600-1900 zł. Owszem, bardzo jest ładny, stylowo wygląda w kuchni, tylko że ja nie mam miejsca na eksponowanie miksera na zewnątrz, a w przypadku czynnika estetycznego i ekonomicznego wygrywa ten drugi.
Carina jest oldskulowa, wygląda trochę jak maszyna do szycia, a mojemu synowi skojarzyła się z wzornictwem starej Warszawy (takiego samochodu ;)). Ale jest solidnie, dobrze wykonana, hałasuje w normie (nie bardziej niż mój stary Zelmer) i nie rusza się z miejsca przy wyrabianiu ciasta (ma przyssawki na spodzie). Doskonale wyrobiła drożdżowe ciasto – zarówno z 50, jak i z 70 dag mąki, a i z 1 kg da sobie radę. W przypadku twardszego ciasta, górna część miksera leciutko się poruszała, ale dół ani drgnął. Pianę z białek na bezę Carina ubiła na sztywno w ciągu 8 minut, poradziła sobie też z masą do ciasta, choć miałam trochę zastrzeżenia do dokładności wymieszania (na dole były jasne smugi – a masa była z dodatkiem czekolady). Jednak wystarczyło przemieszać ręcznie łopatką, a wiem, że takie same problemy miewa się i z drogimi urządzeniami.
Mieszadła trzeba myć ręcznie – to nie jest dla mnie problem. Nie wiem, co prawda jak będzie z kupowaniem części, gdy – odpukać – któraś z nich się zużyje. Wiem jednak, że gdyby przyszło mi zapłacić za nowe mieszadło, albo misę do miksera Kitchen Aid 100-400 zł, to na pewno bym ich nie kupiła... Dlatego cieszę się takim sprzętem na jaki mnie stać, bardzo się cieszę, że „daje radę” i mam nadzieję, że wystarczy na długo :).

PS. Nie podaję nazwy marki (choć przecież na zdjęciu nieco ją widać), ale bez problemu znajdziecie ją w sieci. A jeśli ktoś chce poznać więcej szczegółów, zapytać o coś – zapraszam. I jeszcze jedno – oprócz takiego błękitu, są jeszcze cztery wersje kolorystyczne Cariny.

EDIT: Po trzech latach korzystania z miksera przyznaję, że źle zainwestowałam. Sprzęt się zepsuł, już po okresie gwarancyjnym. Należy więc do grupy tych urządzeń, których życie jest ciut dłuższe niż gwarancja. Niestety tak produkuje się teraz niemal wszystkie sprzęty AGD. Nie polecam!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz