czwartek, 4 grudnia 2014

„Cukiernia pod Pierożkiem z Wiśniami”

Postanowiłam do świąt otwierać kolejne pudełeczka z różnymi, czasem dziwnymi pomysłami, wynalazkami, drobiazgami smacznymi, rekomendacjami.


Dziś w moim kulinarnym kalendarzu adwentowym pod „Czwórką” - książka.
Jej odnalezienie, przewracanie pożółkłych kartek i czytanie, jest jak zjedzenie proustowskiej magdalenki, sentymentalne spojrzenie wstecz, spotkanie z bujającą wiecznie w obłokach, nieśmiałą i nadwrażliwą dziewczynką, która wiele lat temu znała „Cukiernię pod Pierożkiem z Wiśniami” właściwie na pamięć.

Chyba nie marzyłam wtedy jeszcze o własnej cukierni, raczej o tym, by przeżyć coś tak interesującego jak Ania, bohaterka książki Clare Compton. Ojciec Ani wyjechał na pół roku do pracy w Australii, a ona, wraz z młodszą siostrą , zwaną Kicią, przeprowadziła się spod Bristolu do ciotecznej babki Zofii, mieszkającej w Londynie. I okazało się, że zamieszkanie w domu, w którym działa cukiernia, jest czymś naprawdę niezwykłym. Dziewczynka szybko dowiaduje się, że prowadzenie słodkiego interesu (słowo „biznes” w polszczyźnie było w latach 70-tych dla tłumaczki – Pani Krystyny Tarnowskiej nie do przyjęcia) nie jest czymś szczególnie dochodowym. Koszty własne są zbyt wysokie, a deficyt może doprowadzić Zofię (młodą i bardzo sympatyczną cioteczną babkę) do bankructwa. Wtedy były to dla mnie kompletnie puste słowa, dzisiaj rozumiem ich sens aż za dobrze. Ale oprócz tego lekkiego wprowadzenia w ekonomię i zarządzanie, jest w tej uroczej opowieści miejsce na przyjaźń, pasję i... przepisy kulinarne.
To naprawdę przemiła lektura i choć wydaje mi się odrobinę archaiczna kulinarnie – łącznie z przetłumaczeniem nazwy „pie” na „pierożek” – spodoba się młodziutkim adeptkom kuchni i ich mamom. Można wspólnie przeczytać i wypróbować przepisy na chrupki (wg mnie szyszki) czekoladowe, guziczki miętowe, nadziewane daktyle...
Akcja książki kończy się Bożym Narodzeniem – polecam więc „Cukiernię” jako prezent pod choinkę. Tym bardziej, że po wielu latach doczekała się pięknego wydania w serii „Mistrzowie Ilustracji” wydawnictwa Dwie Siostry. Bo nie wspomniałam jeszcze, że ozdobą treści są fantastyczne ilustracje Marii Orłowskiej-Gabryś.

„ (...) Nie mów nigdy, że nie umiesz czegoś upiec czy ugotować. Każdy potrafi, kto się naprawdę stara. Potrzebna jest tylko odrobina zdrowego rozsądku i dobry przepis”.

„Nic tak łatwo nie pozwala zapomnieć o troskach, jak spokojna godzina spędzona w kuchni”*


Te dwie proste i prawdziwe zasady towarzyszą mi do dzisiaj :).


*Cytaty pochodzą z wydania Naszej Księgarni (1976).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz