poniedziałek, 30 czerwca 2014

Eton Mess, a raczej Wrocław Disaster


Ostatnio za dużo rzeczy mi nie wychodzi. Nie tylko kulinarnie. Z drugiej strony - coraz częściej udaje mi się porażkę zamienić w sukces, a to zawsze bardzo smakuje :).

Zachciało mi się przy okazji Wimbledonu truskawek z bitą śmietaną. Ale nie takich zwyczajnych, tylko z bezami. W dodatku domowymi. Czyli miał powstać klasyczny, angielski deser zwany Eton Mess, powstał zaś... Wrocław Disaster. Nie wiem skąd miałam przekonanie, że beza się uda i czeka mnie przyjemność godna oglądania meczu Nadala z Federerem w szczytowej formie. A tu beza zupełnie jak małżeństwo – miała przyjemnie chrupać i ciągnąć się słodko („zrobiliśmy wszystko jak trzeba”, „tak się staraliśmy”) i – klapa. Trudno nawet opisać to „coś”, co zeskrobywałam z blachy, międląc pod nosem frazę „sienkiewiczowską”... Ale – nic to! Jam Kmicic, a nie Babinicz!

Około 20 dorodnych sztuk truskawek umyłam i pokroiłam (przepyszna odmiana, ta pachnąca poziomkami), śmietanę ubiłam (250 ml 30 %), dodałam do niej - ciągle miksując - serek mascarpone (250 g) i ekstrakt waniliowy (łyżeczka), odrobinę cukru pudru do smaku. Bezowe „cosie” miały nieznośną konsystencję, ale za to przyjemny karmelowy smak i kolor. Poszarpałam je na kawałki i przekładałam warstwami z truskawkami i bitą śmietaną. Wszystko wrzuciłam do jednej, ładnej miski ( żeby odwrócić nieco uwagę od zawartości), a wierzch skropiłam melasą z soku granatów (mogą to być też pestki granatu).
No i nie tylko smakowało jak ubiegłoroczny mecz Janowicza z Kubotem, ale i wyglądało...

Mimo wszystko – udanych bez i związków życzę :).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz