środa, 14 maja 2014

Consumela. Opowieść kulinarna cz. 2

Polecam kolejną część historii Consumeli, bohaterki, którą wymyśliłam dawno temu. Tym razem dziewczyna przygotowuje drożdżowe ciasto – topielca, jako wróżbę swojego ewentualnego zamążpójścia. To oczywiście fikcja, ale czyż nie „topi się kto bierze żonę*”? A może działa to w obydwie strony?
Wszelka zbieżność z postaciami autentycznymi jest oczywiście przypadkowa…


Zbliżał się dzień imienin Zofii i Nadziei, zwany popularnie Zimną Zośką. I choć wraz z nim wiosenna radość powinna niczym wonna piwonia zakwitnąć w sercu Consumeli, to jednak smutek jak kamień młyński przygniótł jej duszę. Tradycyjnie święte Sofia i Esperanza były patronkami przyszłych mężatek**. Juana i Rosalia wyszykowały już swoje piękne, białe suknie z welonami i planowały którędy przejdzie ich orszak ślubny. A Consumela zbierała zamówienia na torty weselne, wiedząc, że do ucieranych kremów razem ze słodkim cukrem będą leciały jej gorzkie łzy. “Przeklęty, przeklęty, przeklęty po trzykroć!” - nie złorzeczyła tak Antoniowi, ale wszystkim i każdemu z osobna przedstawicielom rodu męskiego. Znów w tym roku nie znalazł się ten jedyny, który przed ołtarzem uniósłby jej welon i pocałował różane usta.


„Całuj mnie, całuj mnie mocno...
...niech zawiruje w ramionach Twych
dziś cały świat!
Caaałuj mnie, caaałuj mnie mocno!
Weź mnie, bo uschnę bez Ciebie
jak bez wody kwiat...”


Ta piosenka nie nastrajała Consumeli najlepiej, ale woda przypomniała jej starą wróżbę, która właśnie dzisiaj, w przeddzień 15 maja, miała moc spełniania. Topielec! - Jeśli dziś się uda to już za rok ja stanę na ślubnym kobiercu! Dziewczyna gorączkowo wyjmowała z szafek potrzebne produkty. 10 dag drożdży rozkruszyła na kawałeczki, dosypała do nich odrobinę mąki i cukru, rozrobiła na płynną masę. Serce jej rosło razem z drożdżami, biło coraz żywiej, gdy wlewała napęczniały rozczyn do 3 szklanek mąki. Rozpuściła niecałą kostkę masła, czekała aż przestygnie, choć sama buchała żarem jak piec rozgrzany oczekiwaniem na ciasto. Rozmieszała z tłuszczem cztery całe jajka i połączyła wszystkie składniki w całość. Wyrabiała ciasto z taką zawziętością, jakby zależało od tego całe jej samotne, utkane z tęsknoty i oczekiwania na miłość życie. Zapach piwonii zdobiących dom zmieszał się z aromatem drożdżowego ciasta. Consumeli zakręciło się w głowie, ostatkiem sił wlała wodę do głębokiego garnka i wrzuciła do niego ciasto. Spojrzała w garnek, jakby w jego głębinie miała ujrzeć twarz ukochanego.

„Głęboka studzienka, głęboko kopana
A przy niej Kasieńka stoi zapłakana…”


Nie pamiętała zbyt dobrze słów tej piosenki, ale nie najweselszy miała nastrój czekając, aż ciasto wypłynie na wierzch. Rysując palcem w rozsypanej mące dziesiątki serc, zerkała co chwila w stronę wody. “Jeśli topielec wypłynie, to za rok, w pierwszy dzień lata, zatańczę na swoim weselu, a zamiast piec torty, uszyję sobie taki welon, który zajmie całą długość kościoła” - marzyła. Wzruszona nie poczuła, że łzy wielkości grochu włoskiego, zwanego też ciecierzycą, lecą po jej twarzy. Gdy pochyliła się nad garnkiem jedna z nich wpadła do niego i w tym samym momencie utopione jak jej złudzenia ciasto zakołysało się na powierzchni. Radość dziewczyny nie miała granic! Wyciągnęła topielca na stolnicę, w euforii dosypała do niego niecałą szklankę cukru i wyrabiała ciasto, a czas jej się nie dłużył przy tym wcale, bo marzenia o szczęściu nigdy nie nużą. Cóż znaczyło tych 30 minut, które topielec spędził później w średnio nagrzanym piekarniku wobec całej miłosnej wieczności, która ją czekała!
cdn. D.
*To z „Wesela” S. Wyspiańskiego oczywiście, ale też i z pięknej piosenki Marka Grechuty
**tylko na użytek tej historii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz