niedziela, 25 maja 2014

Consumela. Opowieść kulinarna cz.3

Trochę zmieniłam plany i dziś świeżo napisany odcinek, a nie ten ostatni sprzed wielu lat. Wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń jest oczywiście niezamierzone...

To był upalny dzień. Powietrze swoją gęstością przypominało polentę, której Consumela nienawidziła, a cały gar ugotować musiała, podobnie jak drugi – pełen chili con carne. Mężczyźni wieczorem mieli oglądać jakiś bardzo ważny mecz, brzęczały butelki, kibice licytowali się kto wygra.
Zmęczona krzątaniną przysiadła na chwilę w ulubionym fotelu i, nie wiedząc kiedy, zasnęła.
We śnie pojawił się długi, wąski korytarz pełen drzwi, nad którymi świeciły neony z numerami. Strasznie chciało jej się pić, wchodziła więc do kolejnych pomieszczeń. W każdym dopadała ją osoba z megafonem i coś przez niego do niej wywrzaskiwała.

Chudy mężczyzna z rozbieganym wzrokiem obiecywał każdemu, kto go wybierze, legalną możliwość posiadania dwóch żon, inny – z ledwo dopinającą się na wielkim brzuszysku koszulą – oferował w zamian za głos trzy króliki („po roku będziesz mieć całą hodowlę i materac wypchany pieniędzmi!”). Kobieta w białym stroju przypominającym mundur nie przebierała w słowach: „Samiec twój wróg! Koniec wyzysku! Rzuć fartuchem, dołącz do nas, załóż uniform!”. Tu Consumela nawet przez chwilę przystanęła, ale ochrypła od wrzasku agitatorka nie zwróciła na to uwagi...
Kolejny oryginał krzyczał o swoim cudownym uleczeniu: „Dzięki wstawiennictwu świętego Coriandra, uleczyłem się z wrodzonej niechęci do kolendry!
Wybierz mnie, a dostaniesz butelkę eliksiru z tej boskiej rośliny, który skutecznie pozbawi Cię złudzeń!”.
W ostatnim pokoju stał wyjątkowo cichy mężczyzna, uśmiechał się tylko i podawał wchodzącym olbrzymią, różową watę cukrową. Consumela odruchowo sięgnęła, spróbowała, wata zalepiła jej usta – i dopiero teraz zauważyła, że wszyscy Ci ludzie, łącznie z kobietą mieli twarz wiarołomnego Antonia.
Tego już nie wytrzymała! Słodki, ohydny smak waty i pragnienie wyrwały ją z koszmaru. Zlana potem popędziła do kuchni, nalała sobie całą szklankę soku pomidorowego, dodała tabasco, oliwy i jednym haustem wypiła. Do drugiej szklanki musiała dodać coś mocniejszego – była tylko tequila...
Do niej znów sok, lód, tabasco, sól, pieprz i kilka posiekanych listków selera naciowego i bazylii.
Ufff... Santa Rita! Co to był za sen! Dziewczyna musiała go odreagować, a nic, oprócz gotowania, jej w tym tak nie pomagało, jak oglądany i znany już na pamięć film, w którym mały i chudy okularnik, złodziej-nieudacznik, planował z kumplami skok na bank, a zyskał fortunę dzięki ciasteczkom wypiekanym przez żonę.
Ten motyw był szczególnie bliski Consumeli, bo męska część jej rodziny z pewnością nie zajmowała się uprawą kukurydzy.
„Drobne cwaniaczki” – podsumowała ich. „Myślą, że nie wiem...”. Odpędziła jednak przykre skojarzenia i już za moment zaśmiewała się z przypadków Raya i jego żony, zwanej „Frenchy”*.

Z oddali dotarła do jej uszu piosenka kibiców:


„Nic się nie stanie,
Przegracie, nic się nie stanie,
Tylko będziecie,
będziecie mieć przerąbaaane...”


Cdn. D.

*Chodzi oczywiście o znakomity film Woody’ego Allena „Drobne cwaniaczki”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz